Myślałem że będzie się coś działo ciekawego na policji. Niestety przeliczyłem się. Rok temu pojechałem z Tomem, który nie umiał ani słowa po angielsku, do Changchun i…w sumie to nie byłem tam potrzebny. Niczego nie podpisywałem, nikt mi nie robił zdjęcia, po prostu byłem tam i tyle. Chyba tylko po to by być, żeby pokazać że istnieję.
Amerykański Tom nie był. Nie wiem czy Oni nie wiedzieli że nie będę potrzebny, czy po prostu chcieli się nade mną poznęcać. Lub chcieli żebym poznał miasto. Ciężko powiedzieć. Nieodgadnięte były myśli mojego poprzedniego szefa.
Dzisiaj z rana pojechaliśmy z Hillary, która po angielsku mówi i to bardzo dobrze. Pojechaliśmy i tak…najpierw byliśmy odebrać nowy certyfikat eksperta. Tym razem wydany tylko do piętnastego lipca, więc przy ewentualnej zmiany pracy (ewentualnej) będę raczej musiał ubiegać się o nową wizę, ale to nie powinien być jakiś wielki problem.
Wracając. Pojechaliśmy odebrać certyfikat. Paskudnie źle wydrukowany, ale widać nikt się tym nie przejmuje. Następnie pojechaliśmy na posterunek Policji, gdzie zrobili mi kolejne zdjęcia (wszędzie gdzie idę robią mi zdjęcia, w szpitalu, potem do certyfikatu eksperta, a teraz znowu do karty pobytu), po czym udaliśmy się do okienka gdzie Pani pooglądała wszystko, pokiwała głową, zabrała paszport i spięła wszystko po czym pokiwała głową na znak że można odejść.
Zaskakująco bez problemu. Do tego poziomu że ani nie miałem okazji poczytać, a wziąłem ze sobą tablet z książkami, nawet dłużej jechaliśmy niż to wszystko załatwialiśmy. Jak wyjechaliśmy parę minut po 9 tak wróciliśmy przed 12. To było dla mnie ogromne zaskoczone. Naprawdę myślałem że zajmie to przynajmniej pół dnia, ale jednak nie.
W końcu coś co poszło profesjonalnie i bezproblemowo.
VPN, czyli mój płatny oszukańczy internet nie działa, ale działa za to darmowy oszukańczy internet więc jest dobrze. Co prawda wi-fi nie ma, ale przynajmniej jest internet po kabelku.