Z samego rana poszedłem biegać, ale że to mój drugi tydzień pobytu w Chinach to standardowo rano spędziłem kilkanaście minut w toalecie, a i potem w czasie biegu musiałem korzystać z toalet. Całe szczęście znajdują się one tuż przy bieżni. Co prawda męskie były nieczynne, ale jak trzeba iść to trzeba iść.
Kolejne dziesięć kilometrów na bieżni zaliczone. Takie dziesiątki jak na razie nie są straszliwe Owszem wieje nudą, ale to bieżnia więc czego mam się spodziewać. Myślę że spokojnie mogę takie dziesięć dziennie biegać, ale jak to wyjdzie w praniu to się okaże. Równie dobrze mogę to robić cztery razy na tydzień.
Ruszyliśmy do sklepu June by zabrać meridkę i zrobić część zakupów. Obie te rzeczy udało nam się załatwić bez problemu.
Nawet zachowały się moje wyniki z badań i tak jak mówiłem – skróciłem się o centymetr, waga się utrzymała, wzrok poprawił mi się jeszcze bardziej chociaż teraz nikt go nie sprawdzał, wszystkie wyniki mam w normie, jedynie moje serce cierpi na bradykardię. Czyli uderza zaledwie ok. 56 razy na minutę. To i tak jest dobry wynik bo bywało że uderzało rzadziej. Na szczęście jeszcze nie muszę mu przypominać by biło.
Po zakupach drogę do stacji autobusowej pokonaliśmy na meridce. June usiadła na ramie a ja pedałowałem. Meridka sama usiadła, ale się po chwili podniosła i pojechaliśmy przed siebie. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie to że tuż przed stacją autobusową wywinęliśmy fikołka. June do zdartego łokcia dołożyła jeszcze obitą łydkę bo przywaliła w ramę. Prędko to my znowu na meridce nie pojeździmy.
Poschodziły nam dzisiaj wszystkie możliwe paczki także w końcu mogliśmy mieszkanie przygotować tak jak chcieliśmy. Owszem, nie jest to jeszcze to czego tak naprawdę byśmy chcieli, ale jest przynajmniej przyzwoicie.
I tak o zakupach: w moim pobliskim supermarkecie nie ma wielu rzeczy, brakuje nawet czegoś tak podstawowego jak banany. Z bananami to jest nawet tak że nie ma ich tutaj nawet na ulicy…No jak to tak, żeby nie było bananów? Na szczęście są bardzo tanie brzoskwinie – kilogram za 2,5 zł, przyzwoite gruszki i absurdalnie tanie jabłka – dwa złote i mniej za kilogram.