Chociaż wcale nie są biegowe.
Środy są potworne, bo niby mam tylko 4 zajęcia, ale rozłożone w trakcie całego dnia i chociaż za bardzo mnie nie męczą, to jednak dają mi w kość i sprawiają że w mieszkaniu pojawiam się tuż przed siódmą i mam bardzo niewiele czasu na opisanie wszystkiego.
Może nie tyle na opisanie wszystkiego co na zebranie myśli i opisanie, bo to jest o wiele trudniejsze niż sam proces pisania.
Myślę że po tym półtorej roku codziennego pisania notek nie mam już z tym większego problemu, te kilkaset słów to zawsze wypocę. Kwestia tego żeby to miało jakieś ręce i nogi, a z tym to już trudniej. No i wypada też pisać o czymś.
Testy poszły szybko i sprawnie, przychodzi na nie coraz mniej studentów, a ci którzy przychodzą są coraz bardziej bezczelni jeżeli chodzi o ściąganie i coraz gorzej przygotowani. Innymi słowy to już przeradza się w tragikomedię. O ile już się nie przerodziło. Ci najlepsi dalej są najlepsi, Ci słabi dalej są słabi, a Ci po środku ciągle są po środku.
Nic się nie zmienia. Chociaż nie…ten chłopak który pokazywał mi jak pokonać jednego z bossów wziął się za siebie i teraz odpowiada na sprawdzianach. Aż mnie duma rozpiera bo uważam że jest w tym sporo mojej zasługi. Jestem naprawdę, ale to naprawdę zadowolony.
Nie mam pojęcia ilu studentów pojawi się w przyszłym tygodniu, może niektórzy z Nich są tak zorientowani jak Chloe:
– To w przyszłym tygodniu jest wolne?
– No tak…
– A w jakie dni?
– Od czwartku do soboty, w niedzielę odrabiamy piątek.
– Jesteś pewny?
I może przyjdą w środę…ale przypuszczam że jednak nie przyjdzie Ich zbyt wielu, a w niedzielę to już w ogóle.
Słuchałem dzisiaj zazwyczaj ciekawego podcastu The Psych Files, o rodzicach tygrysich. Czyli o rodzicach wychowujących dzieci w tradycyjny chiński sposób w USA. Tradycyjny chiński sposób to między innymi zmuszanie dziecka do ciężkiej pracy poprzez wyrzucanie Mu i wprawianie w poczucie winy. Przykładem była kartka zrobiona dla mamy przez córkę, którą mama odrzuciła mówiąc że córka włożyła w nią za mało pracy i jest po prostu brzydka. Tak to się robi w Chinach, ale tam ma to ogromny związek z kulturą, twarzą i naprawdę poczucie wstydu jest jakimś tam motywatorem, a przynajmniej było.
I tak sobie słucham i nie spodobało mi się że Pan redaktor skupiał się na tym że Chińczycy mają lepsze wyniki w matematyce a Amerykanie są za to bardziej kreatywni. Wszystko dzięki różnym podejściom wychowawczym. Chińscy rodzice niby zmuszają dzieci do nauki matematyki, a Amerykańscy rodzice i system edukacji niby wyzwala w ludziach kreatywność. Strasznie mi się to nie spodobało bo jest to olbrzymie uproszczenie.
Chińczycy są niesamowicie kreatywni i nie będę tutaj po raz kolejny mówił o maszynie drukarskiej, kompasie, papierze, tuszu czy prochu strzelniczym, ale wspomnę tylko o domowej roboty helikopterze i łodzi podwodnej, oraz milionach podróbek, bo przecież oryginały też trzeba było rozpracować.
Amerykanie także są wybitnymi matematykami i na pewno mają od groma patentów, ale czy więcej jest wybitnych matematyków z Chin i czy więcej jest w Chinach wynalazków?
W przypadku wniosków patentowych jest to podobna liczba. Czyli w 2011 roku po około 430k na kraj, trochę więcej dla Chin. O 50k patentów przyznano w USA, ale nie jest to jakaś ogromna liczba. Owszem, robi wrażenie gdy spojrzymy procentowo na liczbę ludności, ale musimy mieć na uwadze że większość Chińczyków to jednak ludzie którym nie wynalazki w głowie, a raczej uprawianie roli i nawet jak coś wynajdą to nie będą się z tym zgłaszać do urzędu.
A teraz spójrzmy na liczbę nagrodzonych Medalem Fieldsa, czyli najwyższej nagrody dla matematyków, takiego matematycznego Nobla. 12 obywateli USA i 0 obywateli Chin.
Już zupełnie przemilczę narzekania nauczycieli z USA na to że Ich system pozbawia dzieciaki kreatywności i zmusza do przerabiania coraz większej ilości testów.
Także tego odcinka The Psych Files nie polecam, aczkolwiek reszta jest bardzo ciekawa i w niedzielę postaram się o jednym także wspomnieć bo mnie mocno poruszył.