Pogoda dzisiaj sprzyjała więc wziąłem meridkę na przejażdżkę. Najpierw oczywiście siłownia i obiad, a potem nie mając lepszych planów wyniosłem ją na dwór i pojechaliśmy przed siebie.
Początkowo jechałem bez wielkiego tłoku samochodowego, ale to się wkrótce zmieniło i musiałem się między samochodami przemykać co było trochę irytujące i strasznie mnie spowalniało. A na dodatek wybijało z rytmu. Nie ma wiele przyjemności z takiej jazdy która co chwilę jest przerywana koniecznością stania w korku.
Nie ma również wiele przyjemności z jazdy po mieście próbując się z niego wydostać. Nie udało mi się, ale tak w gruncie rzeczy to nie zakładałem że mi się uda. Chciałem po prostu wsiąść na meridkę i przejechać kilkanaście kilometrów, tak żeby sobie przypomnieć jak to jest. No i jest super czuję że trzeba ją będzie zawieźć do lekarza by ją wyregulował, najpierw muszę znaleźć kogoś kompetentnego w tym zakresie, ale oprócz tego jest super.
Nie napalam się jednak za bardzo na jazdę bo wiem że czasowo nie dam rady jeździć tyle ile bym chciał. Musiałbym albo jeździć w nocy, albo wcześnie rano, a tego nie chcę, bo to nie będzie jazda dla przyjemności. Na szczęście mam te luźne wtorki , ale je z kolei chce się czasem spędzić siedząc w mieszkaniu i oglądając filmy. Tak najzwyczajniej w świecie, bo nie można ciągle gdzieś być czy coś robić, odpoczynek także jest potrzebny. Zwłaszcza gdy widoki towarzyszące jeździe nie są jakieś szczególne i trzeba się sporo napedałować by w ogóle z miasta wyjechać.
Najgorsze że sam nie wiem jeszcze ile się napedałować trzeba, ale przypuszczam że godzinę trzeba będzie liczyć. Trzeba będzie także trasę wyjazdową znaleźć i jakoś się do tego przygotować. O ile w Jiawang taka przejażdżka nie byłaby niczym nadzwyczajnym, o tyle tutaj trzeba będzie do tego podejść cierpliwie a i tak nie wiadomo czy się uda pojechać jakoś mega daleko bo przecież zostały mi już tylko dwa miesiące, czasu zbyt wiele nie mam, a moim głównym priorytetem jest teraz bieganie.
Zawsze mogę zrezygnować z siłowni. To coś jak chleb krasnoludów w książkach Pratchetta, który bohaterowie mogą zjeść, ale nigdy tego nie zrobią bo jest twardy i paskudny, ale zawsze istnieje taka opcja. Podobnie ja nie chcę z siłowni zrezygnować bo chociaż jest pełna ludzi i mnie wkurza, to jednak jest przydatna i, o zgrozo, potrzebna. Także postaram się ją przeboleć do lipca, a we wrześniu będę musiał to wszystko przemyśleć na nowo. Gdzieś tam będzie czekać na mnie książka o triathlonie i wtedy będę to wszystko dokładnie sprawdzał. A czasu od września będę mieć pod dostatkiem. No i 30 kilometrów od dużego miasta to praktycznie jak w Jiawang, więc bankowo będą jakieś fajne mało uczęszczane drogi w pobliżu.