Bieganie

P1100540 (Copy)

Hmm…gdzieś tam w Polsce został sport track, czyli świetny program do monitorowania biegów, moja ukochana runmania.com nie działa od roku, czyli pozostaje mi endomondo, które nie jest nawet w połowie tak dobre jak sport tracks. Może to i lepiej…bo czuję że zbliżam się do punktu w którym chcę biegać jak najczęściej. Coraz mniej chce mi się wychodzić na siłownię, a coraz częściej ubrać buty i pójść biegać. To taki moment w którym muszę się powstrzymać i przypominać sobie że za tę siłownię zapłaciłem i trzeba ten karnet wykorzystać. I to jest moja jedyna motywacja by tam jeszcze przychodzić, chociaż nie chce mi się okropnie. To jest właśnie mój problem z siłownią. Nie jest aż tak ciekawa jak bieganie, nie daje mi takiego kopa i w żadnym wypadku nie wprowadza mnie w taki stan jak klepnięcie kilku kilometrów.

P1100542 (Copy)

Dzisiaj wyszedłem biegać, wyszedłem bo taki miałem plan, a pogoda była ładna, słonko świeciło i nie było powodu żeby się spieszyć do mieszkania, bo i do czego się spieszyć? Pierwszy raz poszedłem biegać bez czapki, jedynie z chustą na głowie i polarowymi rękawiczkami na dłoniach, pierwszy raz w tym roku zamieniłem ciepłe getry na getry mniej ciepłe. Poszedłem, powoli, spokojnie, nie chciałem szarżować, bo i po co? Nie czułem się może najlepiej, nie było przyjemnej pustki w żołądku, ale nie było też nieprzyjemnego uczucia pełności, nie było lekko, ale nie było też bardzo ciężko, chociaż momentami było ciężko. To był taki bieg z gatunku pokonałem swoje słabości, ale nie było to coś niewykonalnego.

P1100544 (Copy)

Te kilka lat biegania przyzwyczaiło mnie do pokonywania własnych kryzysów, do walki z obtarciami na palcach, przeskakiwania przez błoto, zmiany tempa by unikać ludzi i teraz to wszystko jest takie normalne i naturalne. Owszem, dalej bywa męczące, zwłaszcza gdy biegnę więcej i więcej, ale to kwestia wejścia na odpowiedni kilometraż, wprowadzenia interwałów…i może tutaj się zatrzymam bo wiem doskonale co muszę zrobić, ale robić tego nie chcę. Czuję że koniec końców te interwały w jakiś dzień dodam, ale staram się sam siebie przekonać że one wcale nie są mi aż tak potrzebne, że nie ma sensu się aż tak męczyć skoro ja idę sobie tylko tak trochę pobiegać, ot tak, dla zdrowia, żeby w mieszkaniu nie siedzieć…tak. Tego będę się trzymać.

P1100546 (Copy)

Gdzieś tak w drodze powrotnej, w okolicach 14 kilometra usłyszałem hello teacher, to moje uczennice zajadały lody w parku ukrywając się przed marcowym słońcem w cieniu drzew. No tak, wiosna do Changchun zawitała niespodziewanie. Jeszcze w czwartek padał śnieg, a dzisiaj ludzie chodzą w krótkim rękawku. Naprawdę, to przejście z jednego stanu w drugi jest praktycznie natychmiastowe. Rośliny co prawda jeszcze pąków nie wypuszczają, bo one pewnie wiedzą że to jeszcze nie czas, ale wiosna faktycznie się zbliża. W gruncie rzeczy o jest już od ponad miesiąca, w końcu Święto Wiosny przypadało na koniec stycznia :-)

P1100549 (Copy)

Ach…nie wspomniałem o tym na początku, ale jednym z powodów dla których nie spieszyłem się do mieszkania był brak wody i wizja braku prysznica po biegu. Po co się spieszyć, skoro i tak się nie umyję? Lepiej sobie pobiegać dłużej bo może z czasem ta woda się pojawi i nie będę musiał iść na siłownię brać prysznica.
Pojawiła się, nie musiałem iść. Warto było się zmęczyć. Najdłuższy bieg w tym roku, najdłuższy od lipca zeszłego roku. A to przecież raptem siedemnaście kilometrów. Może nie najszybciej, ale ciągle przyzwoicie. Tylko gdzieś tam z tyłu głowy kołacze myśl że chciałoby się zabrać za to na poważnie.