A może powroty do rzeczywistości są łatwe bo ucieczki od niej są jej integralną częścią? Może tak, ale nie zawsze bo czasem po zakończeniu lektury książki ciężko jest wrócić…
Może najzwyczajniej w świecie wypad gdzieś nie jest żadną ucieczką od rzeczywistości, może to zwyczajnie jej element? Krótka drzemka i już można kontynuować normalny tryb dnia…Może i tak.
Dzisiejszy powrót był jeszcze prostszy niż tydzień temu. Właściwie można powiedzieć że spiąłem cały wypad klamrą. By to wyjaśnić musimy się cofnąć do czwartku do godziny 23 o której to w końcu wyszedłem z mieszkania. Nie byłem pewny od której godziny autobusy linii 306 zaczynają swoje nocne kursy więc dość niepewnie poszedłem na przystanek gdzie okazało się że pierwszy kurs powinien mieć miejsce o 2330, czyli miałem jeszcze parę minut. Z racji tego że stanie w środku nocy w środku zimy w Changchun jest pomysłem z kategorii ‘nie rób tego’ postanowiłem się przejść i zobaczyć jak daleko dojdę zanim przyjedzie autobus. Spokojnie przeszedłem dwa i pół kilometra, dochodziła już północ, a skoro pociąg miałem za czterdzieści minut postanowiłem że nie będę dłużej czekać tylko wezmę taksówkę, która zawiozła mnie na miejsce w parę minut.
Wczoraj byłem już przekonany że taksówkę wziąć będę musiał bo autobusy kursują w Changchun dopiero od 5:50. Czekając przepocony i zziębnięty, ale niesamowicie szczęśliwy na stacji w Anshan miałem tylko nadzieję że przedział sypialny będzie takim jakim go zapamiętałem z pierwszej podróży rok temu – ciepły. Dostałem najtańszą, najwyższą, pryczę. Najtańsza z prostego powodu – oferuje najmniej miejsca. Jakoś się jednak poobracałem i udało mi się zasnąć. W mieszkaniu mam ciepło, na to nie będę nigdy narzekać, ale w tym pociągu było jeszcze cieplej. Była to takie przyjemne ciepło, jak w domu…Przed czwartą obudził mnie kolejarz, który najpierw odebrał kartę (w sypialnych wymienia się bilet na kartę którą potem się oddaje), a potem gdy już zbliżaliśmy się do Changchun znalazł mnie jeszcze raz w przedziale i powiedział że to mój przystanek. Spotkało mnie coś takiego drugi raz, poprzednio jak wracałem z Kaifeng. To miłe, chociaż widok z pociągu wjeżdżającego do Changchun znam już doskonale. Ogromne centrum handlowe gdy wracamy z jednej strony, oraz blokowiska gdy wracamy z drugiej strony.
Dzisiaj Długa wiosna (to właśnie oznacza Changchun) przywitało mnie przyjemną temperaturą, brakiem szpilek, ale mimo tego serce nie zabiło mi mocniej. Nie czuję tego miasta ani trochę. A o czwartej nad ranem jest puste…Zupełnie, zupełnie puste. O dwudziestej trzeciej też zresztą…Tylko księżyc w pełni zdawał się czuwać nad nami.
Wróciłem taksówką i to właśnie była podróżnicza klamra.