Sobota to chyba taki dzień na ruszanie w teren, odwiedzanie nowych miejsc, szukanie nowych doświadczeń. Zapewne dlatego że nie mam zajęć i mogę sobie spokojnie pospacerować. A muszę przyznać że spacery w grubej zimowej kurtce są nawet przyjemne. Kaptur na głowie i nawet zimno nie próbuje wbić szpilek w twarz. To był dobry zakup.
Dzisiaj musiałem iść do sklepu. Wymyśliłem sobie że pójdę do sklepu sieci zachodniej, konkretniej amerykańskiej. Tylko nie tego co zwykle, bo co to za poszukiwanie nowych doświadczeń, a do innego, położonego w innej części miasta. Początkowo nie chciałem tam tyle iść co chciałem pojechać, ale gdy doszedłem do przystanku i odczekałem pięć minut zdałem sobie sprawę że lepiej będzie pójść niż tak stać i czekać na autobus który może nigdy nie nadjechać. Właściwie to nadjechał w momencie gdy byłem już na ulicy docelowej, także wiele nie straciłem. Zyskałem za to trochę brudnego powietrza w płucach.
Sklep jest o wiele lepiej wyposażony od poprzedniego, więcej rzeczy z zagranicy, a nawet chleb (i znowu mogę ponarzekać bo nie był świeży), do tego mnóstwo ludzi i naprawdę pełne półki co w hipermarketach nie jest rzadkością, ani niczym dziwnym, ale sklep tej samej sieci w innym miejscu wydaje się trochę pustawy. Trochę pochodziłem i udało mi się kupić to co chciałem.
Strzykwy moi drodzy, wszędzie strzykwy. I to w astronomicznych cenach.
Droga powrotna minęła spokojnie, bez problemów. Jeden autobus który mógł mnie podrzucić widziałem zaraz na początku drogi, a drugiego nie widziałem przez następne 40 minut. W gruncie rzeczy to ładny spacerek. Tylko po wyjściu znowu mnie dopadło to wrażenie że to miasto jest żadne. Ono nie jest nijakie, bo nijakość oznaczałaby coś neutralnego, coś jak tofu w smaku czyli coś praktycznie bez smaku, a to miasto jest żadne, czyli negatywnie nijakie. Może gdzieś na obrzeżach w okolicy tego dużego parku wygląda to inaczej, ale wszędzie gdzie bym się nie ruszył atakuje mnie ta żadność. Bo niby coś jest, niby jest bardzo dużo parków, niby jest metro, niby są sklepy, niby jakaś historia, tradycja, ale w gruncie rzeczy wszechobecna jest tylko szarość i brud. Nie wiem, może patrzałbym na to inaczej gdybym nie spędził roku w Jiawang, ale Jiawang także się niczym nie wyróżniało, a mimo to miało swój urok. Może to z powodu mniej rozwlekłej zabudowy? Bo Changchun jest miastem sporym i żeby gdzieś dojść to trzeba się nachodzić, a że po drodze nie ma nic ciekawego to tylko ten negatywny obraz się pogłębia.