Czasem są takie dni że chce się trochę odmienić to co się robi zazwyczaj. Zrobić coś takiego innego, niespodziewanego, coś zaskakującego. Jak na przykład olać siłownię i wrócić do mieszkania przez zamarznięte jezioro.
Niby nic w tym nadzwyczajnego, ale może to właśnie sprawia że było to wyjątkowe.
Mróz wypełnił me policzki zamieniając je w czerwone kulki, a na wąsach osadził się lód. A mimo to brnąłem przez zaśnieżone jezioro. Lód i śnieg. Żadnego ognia.
Wokół mnóstwo ludzi, wszyscy próbują chodzić, słońce chociaż świeci to nie ogrzewa. Nie ma najmniejszych szans żeby ten lód się załamał, nie gdy temperatura spadła tak znacznie poniżej zera.
Wypełniony pewnością odnośnie lodu postanowiłem przejść pod mostem. Nie tylko ja zresztą. Dla mnóstwa ludzi droga przez jezioro jest drogą na skróty. Dla mnie po części też, ale dzisiaj postanowiłem pochodzić trochę dłużej i znalazłem się nagle przed pionowym murem, ale doświadczenie podpowiedziało mi że ta ściana nie stanowi dla nikogo w tym kraju problemu. A wydłubane dziury jedynie potwierdziły moje przypuszczenia. Pomocne okazały się także łańcuchy zawieszone jako rodzaj ogrodzenia.
Nagle znalazłem się na strzeżonym osiedlu. I tu pojawił się problem bo nie wiedziałem jak wyjść. Na szczęście po kilku minutach pojawiła się para chińczyków którzy naciskając przycisk wyszli, a ja razem za nimi.
Droga na zewnątrz okazała się być dopiero początkiem, bo o ile wiedziałem gdzie jestem to średnio orientowałem się gdzie jest mieszkanie. Na szczęście w odległości majaczyły mi budynki pomagające mi odnaleźć drogę. Po kilku zakrętach zamajaczył mi w odległości zarys budynku który znałem z kilku poprzednich wizyt nad jeziorem.
Wypełniony pewnością siebie ruszyłem przed siebie i zobaczyłem świątynię. ŚWIĄTYNIĘ! Buddyjską. Świątynia to może za dużo powiedziane. Jeden budynek, trzy duże posągi i sklepik. To druga świątynia w Changchun jaką znalazłem i pierwsza do której wszedłem. Dongbei sprawia na mnie wrażenie miejsca w którym sfera duchowa zeszła na bardzo daleki plan. Może zmienię zdanie gdy trochę pozwiedzam…
A zwiedzanie zaczyna się 30 grudnia wyjazdem do Shenyang. Planuję spędzić tam trzy dni, ale konkretny plan dopiero pokażę za jakiś czas. Na razie siedzę w nieogrzewanym autobusie w drodze do Baihe.
A co dalej? Nie wiem. Chris zaproponował mi wzięcie kilku godzin w styczniu i pewnie się zgodzę, w końcu luty to wystarczająco dużo czasu by popodróżować bo tej krainie lodem skutej.