Tak jak już pisałem wczoraj, plan na dzisiaj był żenująco prosty: do zobaczenia dwa miejsca. Pierwsze to zhaoling
A co to?
Zhaoling,昭陵, to grobowiec drugiego cesarza z dynastii Qing – Huang Taiji. Budowano go osiem lat w połowie siedemnastego wieku. Budynki są zbudowane w stylach reprezentujących zarówno styl Mandżurski jak i Chiński.
Grobowiec ten znajduje się w parku Beiling i jest bliźniaczo podobny do grobowca odwiedzonego wczoraj. Z tą różnicą że wstęp był droższy i trzeba było dopłacić za odwiedzenie dwóch dodatkowych pomieszczeń (które można sobie darować).
Przyznam się bez bicia że gdybym przyjechał tutaj w środku sezonu turystycznego i miał wysupłać 50 RMB za zwiedzanie to czułbym się rozczarowany. 30 RMB jest ceną odpowiednią.
Tylko przyznam uczciwie że mi się serce kraje gdy na te zabytki patrzę. Poniszczone, odrapane, byle jak zabezpieczone, najzwyczajniej w świecie puste, a drzewa bez liści jedynie dopełniają całości. Oba te grobowce są smutne. Proste.
Punktem numer dwa na mojej liście były wykopaliska, a konkretniej wioska z przed siedmiu tysięcy lat. Czyli muzeum Xinle
A co to?
To muzeum związane z wioską z przed ponad siedmiu tysięcy lat. Znajdują się tam znaleziska archeologiczne (a jednak archeologowie pojawiają się na północy), oraz zrekonstruowana wioska.
Taki opis wystarczył by mnie zachęcić…
Wioska…wioska…pięć chatek, a wejść możesz do trzech – wioska. Do tego muzeum z nikłym zbiorem przedmiotów z wykopalisk. Niby część terenu jest zarezerwowana na kolejne wykopaliska, ale…taki jakiś niesmak pozostaje. Nikt o tę północ nie dba, nikt się tym jakoś specjalnie nie interesuje. To chyba najstarsza ze wszystkich znalezionych wiosek na terenie Chin, a mimo to jest to niezwykle nijakie. Chociaż w muzeum jest sporo informacji po angielsku.
Przygnębiony trochę faktem nijakości wioski postanowiłem odwiedzić muzeum, bo jest za darmo i podobno ma ciekawe ekspozycje, również związane z tą wioską.
Najpierw jednak poszedłem poszukać jedzenia. Trafiłem do muzułmańskiej części Shenyang gdzie wybór mięs był przerażający, ale fajnie tak sobie pochodzić po targu mięsnym widząc że jednak można sprzedawać coś poza wieprzowiną.
Nasycony makaronem i kawałkiem wołowiny ruszyłem do muzeum.
A co to?
Muzeum prowincji Liaoning, czyli jak sama nazwa wskazuje muzeum prowincji Liaoning, eksponaty od ery kamienia łupanego aż do czasów dynastii Qing.
Tak…
Trzy piętra, po cztery sale na każdym i oczywiście sześć zamkniętych. No nic, czasem bywa i tak. W każdym razie zdjęcia zrobiłem, porozmyślałem o tym jacy to musieli być zdolni ludzie żeby tak dłubać w tym jadeicie i poszedłem szukać zachodniej pagody.
Nie doszedłem do niej więc nie wytłumaczę co to. Znalazłem za to małą taoistyczną świątynię tuż obok Tesco.
I tyle na dzisiaj, plan na jutro jest jeszcze prostszy niż na dzisiaj, ale zobaczymy czy uda się go zrealizować z plecakiem na plecach.
Spojrzałem na ostatnią notkę z zeszłego roku i dotarło do mnie jak bardzo się zmieniło. Kraj pozostał ten sam, ale miasto jest inne, ludzie są inni, atmosfera jest inna, wszystko diametralnie różni się od siebie. Jak wiecie nie uprawiam żadnych podsumowań, więc i tym razem niczego takiego nie stworzę.
Wszystkiego najlepszego w 2014, oby był jeszcze lepszy!