Będzie o najgorszych pięciu sekundach mojego życia, ale za chwilę.
Jadę autobusem, myślę już o tym że się spóźnię, bo bus się wlecze w korku i wręcz marzę o tym by jutro pojechać do pracy na meridce. Ponieważ większość ludzi była już w pracy (dzisiaj odpracowuje się poprzedni poniedziałek) udało mi się usiąść i siedzieliśmy razem z plecakiem. Naprzeciwko siedziały dwie Chinki w średnim wieku, jedna schowała do torebki ciastka, a druga wciskała Jej upieczonego słodkiego ziemniaka. Mniej więcej tak:
– No weź.
– Nie, nie wezmę.
– Ale weź, to dobry ziemniak.
– No nie wezmę, nic dla Ciebie nie mam.
– Weź, nie przejmuj się.
– Nie wezmę!
– A weźmiesz gdy ja wezmę?
– Mówię, że nie wezmę.
– No weź!
– Dobrze.
– Popatrz, ten obcokrajowiec się na nas patrzy.
– Chcesz słodkiego ziemniaka?
Uśmiechnąłem się szerzej i pomachałem ręką. Obie zjadły po ziemniaku.
Jestem na siłowni. Ponarzekałbym na tych wszystkich którzy przychodzą, siadają na ławeczkach i piszą smsy, ale nie ma to większego sensu, równie dobrze mogę narzekać na to że muszę czekać w kolejce do jedynej klatki do przysiadów, a to nie ma większego sensu, więc nie narzekam. Dzisiaj za to odpłaciłem za wypadek sprzed kilku tygodni gdy zdejmowano mi z pleców sztangę. Tym razem to ja zdejmowałem sztangę gdy mięśnie nie dały rady, bo to podobno nigdy ciężar nie jest zbyt duży, a jedynie my zbyt słabi. Podobno.
Najgorsze pięć sekund mojego życia. A przynajmniej najgorsze o których teraz pamiętam.
Prowadzę spokojnie zajęcia z dzieciakami gdy nagle wchodzi Chris, czyli właściciel (na papierze mąż Pani właściciel na pewno) szkoły, siada między uczniami, chwilę z nimi pogadał, po czym wychodzi. Po kilku minutach wchodzi znowu i mówi:
– Dzieciaki, macie chwilę przerwy. Bart słuchaj…
No nie, zabierze mi te sześć godzin, zostanie mi samo kolegium, za takie pieniądze to ja pierdzielę nawet ten ‘prestiż’ wykładnia w kolegium, kupuję bilet i wracam do Polski, a może Johnson jednak coś mi połapie i nie będzie tak źle, tylko ile mam czekać…nie, jak mi zabierze te lekcje to wracam.
– nie chciałbyś przejść do nas na pełny etat?
Nie wracam do Polski.
– Dzieciaki Cię lubią, zajęcia prowadzisz inaczej niż ja, jesteś cierpliwy, trochę Cię podsłuchiwałem, podoba mi się co robisz.
-Wiesz co, jasne. Jasne że tak.
– Super, jak wszystko ustalę to wrócę do Ciebie z propozycją.
A ja już byłem praktycznie w samolocie do Polski.