Jak wiecie mieszkam w Chinach od września zeszłego roku, z krótką przerwą na przełomie stycznia i lutego, czyli dość długo. Za krótko by nauczyć się chińskiego, ale dość długo by zobaczyć Chiny zarówno z dobrej jak i nieco innej strony. Nie, nie złej. Innej. O tej innej piszę rzadko bo nie uważam żeby pisanie o takich rzeczach było konstruktywne czy pomocne. Mi z pewnością w niczym nie pomaga. Zdaję sobie sprawę że przez to obraz tego kraju jest trochę wygłaskany. W końcu często piszę o tym jacy ludzie są tutaj mili, uprzyjemni, pomocni, sympatyczni i chociaż nie potrafimy się porozumieć przy użyciu języka to jakoś gestami dajemy sobie radę i nie jest tak źle. W pociągu do Pekinu zobaczyłem coś co mnie nie zbulwersowało, ale zdziwiło na tyle że postanowiłem napisać Wam o kilku rzeczach o których normalnie nie piszę bo nie uważam je za istotne. Także uwaga, przygotujecie się na listę rzeczy dość nieprzyjemnych.
Nie pisałem o tym że ludzie plują i smarkają na ulicy. Dlatego że widać to też w Polsce i nie jest to nic aż tak nadzwyczajnego. W Chinach jednak jest to posunięte trochę dalej i tutaj ludzie plują nawet w budynkach czy w środkach komunikacji. Czasem do śmietnika, czasem nie. Niemniej jednak nie jest to coś co by mnie oburzało. Ot koloryt.
Nie pisałem o tym że dzieci załatwiają swoje potrzeby na ulicy. Oczywiście pod okiem dorosłych. Mają takie specjalne ubrania z wycięciem na pupie i kucają i się załatwiają. Nie pisałem o tym by pamiętam jak wracając kiedyś z zajęć z uczelni (nie) widziałem czegoś czego nie chciałem widzieć. (Nie) widziałem bo znajomy wyraźnie zwrócił mi uwagę i jeszcze się pytał czy widziałem. Pewne rzeczy można próbować wyprzeć z pamięci, ale się nie da. Zresztą to nie był jeden jedyny raz gdy widziałem takie coś w Polsce. Tutaj jest to trochę częstsze, ale też ludzi z dziećmi jest więcej. A chyba wolałbym żeby dziecko załatwiało się na ulicy niż w chińskiej toalecie.
Nie pisałem o tym że papierosy pali się wszędzie. Bo wychowałem się w Domu w którym wszyscy palili, w kraju w którym można było palić praktycznie wszędzie i mnie to nie rusza. Co prawda palenie w szpitalach, pociągach, autobusach wydaje mi się dość dziwne, ale tak już jest. Najdziwniejsi są ludzie palący jadąc na rowerze.
Nie pisałem o tym że w Chinach się kolejek nie uznaje, trzeba się wpychać i walczyć o swoje. Nie pisałem bo w Polsce przecież jest tak samo, tyle tylko że u nas uważa się to za chamstwo. To jedynie kwestia perspektywy. Tutaj to jest norma.
Nie pisałem o tym że chińczyków nie rusza jeżeli cię potrącą lub ich potrącisz. Są do tego przyzwyczajeni. Ponownie – kwestia perspektywy.
Dzisiaj jednak o tym napisałem bo, chociaż nie rusza mnie to ani trochę, traktuję to jako chiński koloryt, coś jak słuchanie radia bez głośników przez starszych ludzi (oj tak, bardzo często), to w drodze do Pekinu byłem świadkiem czegoś co mnie poruszyło. Nie zbulwersowało, nie zniesmaczyło, ale poruszyło.
Siedziałem w pociągu, minęło już kilka dobrych godzin mojej dwudziestosiedmiogodzinnej podróży do Pekinu gdy zauważyłem że siedzący naprzeciwko mnie starszy Pan dziwnie wykrzywia twarz po czym usłyszałem dźwięk nierozerwalnie związany z plastikowymi butelkami. Wyrwany ze snu nie za bardzo się zorientowałem o co chodzi. Przy kolejnej okazji przyjrzałem się całemu procederowi dość dokładniej.
Pan włożył w spodnie pustą butelkę po wodzie, na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, a po kilku chwilach wyjmował już trochę pełniejszą butelkę. Nie trzeba było mi niczego więcej. Zaskoczony tą sytuacją rozglądałem się na boki patrząc czy inni się temu przyglądają, ale nie…nikt nie zwracał uwagi.
Oczywiście ten Pan wysikał się tak by nikt tego nie zauważył i prawie by mu się udało gdybym nie siedział dokładnie naprzeciwko.
Dwadzieścia siedem godzin i to nie były jedyne dwa razy.
Przynajmniej miałem miejsce przy oknie więc mogłem się rozłożyć na stoliku.
A w ramach bonusu by zakończyć czymś wesołym historyjki dwie.
Historyjka#1
Wchodząc na dworzec w Chengdu przepuściłem torbę przez skaner, jak we wszystkich innych dworcach w Chinach i coraz bardziej zastanawia mnie po co te skanery w ogóle są skoro ciągle mam w plecaku multitool oraz żyletki, których mieć nie powinienem. Myśl ta jednak zaprzątała moją głowę przez krótki moment bo zaraz za skanerem leżała kaczka.
Kaczka.
W worku.
Żywa.
Żywa kaczka w worku.
Leżała i kwaczała.
Absolutnie wmurowany stałem, nie wiem, dwie minuty. Aż Pan policjant zaczął się ze mnie śmiać i pokazał mnie koleżance. Wyciągnąłem aparat i gestem zapytałem się czy mogę zrobić zdjęcie. Pokiwał głową i jeszcze przestawił kaczkę by spojrzała się w aparat.
Historyjka#2
Po przeskanowaniu plecaka (naprawdę nie wiem w jakim celu) trzeba zostać obmacanym przez policjanta i przejechany ręcznym wykrywaczem metali. Bo ten jeden na bramce to za mało. Nie dość że przewożę ostre narzędzie na które nikt nie reaguje to jeszcze muszę być dwa razy sprawdzony wykrywaczem metalu.
Koniec końców podchodzę do policjanta i zostałem obmacany. Od dwóch tygodni szlajam się po dworcach w Chinach i pierwszy raz sprawdzano mi nawet kieszenie. Ach…policjant był płci żeńskiej. W Europie nie do pomyślenia żeby kobieta sprawdzała mężczyzn.