Chengdu – Pekin ciąg dalszy

IMG_1031 (Copy)

Dwadzieścia siedem godzin.
I nie wiem czy sikać mi się chce dlatego że piję tyle wody czy od patrzenia na Pana z naprzeciwka.
Dwadzieścia siedem godzin minus dziesięć.
Bo przez tyle słońce świeci na tyle jasno że można podziwiać widoki. A jest co podziwiać. Góry w Syczuanie są piękne. Z rana spowite mgłą, a pod nimi rzeka. Na niektórych zboczach znajdują się domy, na innych pola, na jeszcze innych świątynie. Na wszystkich drzewa.
Dwadzieścia siedem godzin minus osiemnaście.
Bo osiem udało mi się przedrzemać. Spania to w tym wiele nie było.
A ostatnie dziewięć to już z górki. Jeżeli nogi nie drętwieją to nie ma źle.

IMG_1041 (Copy)

Teraz na pytanie a czy dałoby się to zrobić taniej? Mogę odpowiedzieć na pewno nie pod względem pociągów. Da się przetrzymać podróż z jednego końca Chin na drugi na siedząco. Nie ma w tym wiele przyjemności, ale da się to zrobić.

A potem było już z górki. Metro z dworca, potem linia 6, wysiadka na 9 przystanku, pokazanie adresu taksówkarzowi i hotel. Dzięki temu wiem jak trafić do metra i jak dojść do biura firmy. Hotel mam akurat po środku. Czyli dobrze, bo blisko do dwóch różnych linii metra.

Z dzisiaj tylko jedna historyjka i kończę bo ta noc była naprawdę przedrzemana

Historyjka
Z racji tego że nic nie jadłem od śniadania to po zameldowaniu się w  hotelu poszedłem coś zjeść. A że restauracji jest w Chinach bez liku bez problemu znalazłem taką całkiem sympatyczną niedaleko hotelu. Wszedłem, przywitałem się, pokazałem na ścianie co chcę zjeść i pokazałem że na miejscu. Bo Pan się grzecznie zapytał czy na wynos. A potem wysłał córkę do kuchni. CÓRKĘ!
Po chwili przyniosła michę ryżu z warzywami i kawałkami boczku, oraz…łyżką.
Tutaj na momencik przerwę.

IMG_1053 (Copy)
Czytałem ostatnio wypowiedź faceta który mieszka w Chinach kilka lat, mówi płynnie  po mandaryńsku, ożenił się z Chinką i bardzo go irytuje gdy ludzie nazywają go laowei (czyli obcokrajowiec) niektórzy, w tym on,  traktują to określenie jako obraźliwe. Nie znam tego języka aż tak dobrze, ale słowo to dosłownie oznacza tyle co stary/szanowny/na zawsze z zagranicy. I zawsze się w nim krew gotuje. Smutna prawda jest taka, że będąc białym w Chinach zawsze będzie się…białym w Chinach. Dostać chińskie obywatelstwo nie mając żadnych krewnych (innych niż przez małżeństwo) jest bardzo, ale to bardzo trudno. W 2000 roku takich osób było ledwie 941 (jak podają wyniki spisu narodowego), a przypuszczam że nawet te osoby byłby w oczach 99% społeczeństwa laowei. Po prostu tutaj będąc innym jest się no cóż… innym.

IMG_1057 (Copy)
A wspominam o tym bo poszedłem poprosić o pałeczki. Bardzo mi się miło zrobiło gdy podano mi łyżkę, ale nie za bardzo wiedziałem jak mam sobie poradzić z kawałkami boczku, więc poprosiłem o pałeczki. Czasem gdy ktoś krzyknie laowei odwrócę się i powiem boran ren, czyli polak, a czasem się uśmiechnę. Jestem inny, wystaję głowę ponad tłum, w najmniejszym stopniu nie czuję się znaturalizowany i nic nie wskazuje żebym się znaturalizował.  Nie rozumiem jak można się oburzać o to że w Chinach zauważają że obcokrajowcy są no cóż.. obcokrajowcami. Każdy jednak ma prawo oburzać się o co tylko mu się podoba.

IMG_1066 (Copy)