Na początek trasa z dzisiaj i kilka słów o niej:
http://www.endomondo.com/workouts/tljY5dRAz-w
Dzisiaj chciałem dokulać się do góry z pagodą (właściwie to co najmniej dwoma), no i ruszyłem. Było kilka takich podjazdów, że do teraz czuję je w udach. Oj ciężko się tu jeździ.
Raz musiałem się zatrzymać w pobliżu ludzi i od razu przykulał się wesoły Pan Chińczyk. Wesoły bo uznał, że 14 to odpowiednia pora na zanurzenie się w chińskich trunkach alkoholowych. Bardzo chciał ze mną porozmawiać, ale niestety nie szło nam. Ja z tym swoim bo hłej szła potonghła i on ze swoim heloł inglisz. No, ale sobie porozmawialiśmy.
Ruszyłem dalej i jadąc w stronę góry natrafiłem na zamkniętą bramę. No nic, trzeba pojechać inaczej. Kolejny podjazd…I zjazd…Na tym rowerze boję się zjazdów bardziej niż czegokolwiek innego. Hamulce skrzypią jak stereotypowe drzwi w horrorach, łańcuch skacze jak Liu Xiang (uwielbiany przez tutejsze dzieciaki), więc szaleć nie mogę.
Tak się kulałem powoli, robiąc zdjęcia okolicznościom przyrody. Dotarłem do drugiej bramy, która chyba była do tego samego terenu co tamta zamknięta.
A potem…trafiłem na oddział wojska. Widziałem ciężarówki wymalowane w kamuflaż, oraz żołnierzy. Tym razem powstrzymałem się od robienia zdjęć. Oni by mogli być bardziej niezadowoleni niż ten Pan ze stacji benzynowej. Wracając pojechałem po prostu przed siebie i dotarłem do znanej mi już starej części miasta. Ponownie postanowiłem porobić zdjęcia prawej stronie ulicy i sklepom. Powiedziałbym, że jest tu dużo zakładów fryzjerskich, ale skoro w mojej maleńkiej dzielnicy jest ich 5 lub 6 (albo i 7) to tych kilka na jednej ulicy nie robi na mnie wrażenia.
Te przesympatyczne Panie grały w karty. Czyli nie tylko mężczyźni mogą się rozerwać w ten sposób.
A dzisiaj z jedzenia:
– owsianka z słodkim suszonym czymś
– obiad w szkolnej stołówce (fasola, jajka z pomidorami, coś z ogórkami i chybawodorosty, oraz bułka), za całe 4,3 RMB. Jadłem w życiu gorsze rzeczy, jadłem też lepsze. Nie ma czego wymagać od szkolnej stołówki.
– nowa zupa, tym razem z suszonymi kawałkami mięsa (nie zgadniecie, na słodko!)
– oraz nie mam pojęcia co, ale większość tego to pestka i było słodkie
Wracając z góry spojrzałem na przednie koło, które było zupełnie płaskie. Do domu się dokulałem, koło napompowałem i mam nadzieję, że to jednak nie poszła dętka. A jak poszła to czeka mnie mała przeprawa w sklepie :)