Gdy ruszyłem biegać…

To nie wiem czy większym zdziwieniem było to, że jestem biały, czy to że biegam. Chociaż w Polsce też ludzie różnie reagują więc do tego przywykłem. Chińczycy przynajmniej się uśmiechają i pomachają ręką. W parku biegałem według zasady – do tej lampy szybko, lampa spokoju i dwie lampy szybko, taki lampowy fartlek. W Chinach będę biegał – przez tę ulicę, po chodniku, a potem jeszcze raz szybko przed tym autem. CHAOS na drogach! Nie znalazłem jeszcze parku, ale widzę, że jest na mapie także powinienem wkrótce do niego trafić. Podobno przy ‘mojej’ szkole jest bieżnia, więc nie powinno być źle, chociaż żeby jechać do Chin by pierwszy raz biegać na prawdziwej bieżni?
Sporo ludzi ćwiczy Tai-Chi, niektórzy nie chcą by robić im zdjęcia, w sumie to nawet mogę to zrozumieć. Jest fajna droga przy rzeczce w której ludzie łowią ryby (także siatkami, co mnie zdumiało). Jak na razie z biegania mam wrażenia pozytywne, chociaż zajmie mi trochę czasu zanim przyzwyczaję się do biegania z plecakiem, okularami i aparatem w ręce. Przez takie ciągłe zatrzymywanie się i ruszanie chwyciła mnie kolka, na szczęście bardzo delikatna.

LosowyFakt#3 Naprawdę ogromne ilości jedzenia się marnują. Aż żal było z tej restauracji wychodzić. Mieliśmy obrotowy stół, kilka potraw w tym: fasolę w sosie sezamowy, rybę jakiegoś rodzaju, wątróbkę (oczywiście z cebulą), kalafiora na ostro, wołowinę na zimno, wieprzowinę na ostro, czarne jajka (naprawdę były czarne, nikt nie wiedział jak je zrobili), jakieś kiełki, a ja jeszcze sobie zamówiłem nudle. Najeść można się bez ryżu i bez nudli, tylko jak mówią, że jest pikantne  to lepiej wziąć podwójną porcję . Ach – nie mogę biegać po potrawach smażonych, za długo siedzą mi na żołądku. A bieganie gdy ciągle Ci się odbija nie jest przyjemne. Dlatego najlepiej biega mi się rano. Po lekkim śniadaniu.

Jiawang

IMG_3339 (Copy)

Oto jestem w Jiawang. Dzielnicy Xuzhou. No tak, wylądowałem na końcu świata, postanowiłem pojechać jeszcze dalej, a potem uznałem, że to i tak za blisko i ruszyłem jeszcze parę kroków. Pierwsze co, to moje mieszkanie.

IMG_3354 (Copy)

MOJE MIESZKANIE! I będę mieszkać sam, nie robiłem jeszcze zdjęć, bo na razie mam współlokatorkę w postaci mojej TA (Teacher’s Assistant). Mam osobistą asystentkę, która ma rozwiązywać wszystkie moje problemy, prowadzić do sklepu, pomagać przeżyć i jeszcze prowadzić zajęcia. W dodatku studiuje naukę chińskiego jako języka obcego, więc będę musiał być pilnym uczniem :)

IMG_3376 (Copy)

Niemampojęciaco z pociągu okazało się słonecznikiem, ale tak dobrym, ż e nawet nie trzeba go łuskać.

IMG_3378 (Copy)

Dostałem też chiński numer telefonu, niestety polskie Ł przerosło przesympatyczną Panią China Mobile i numer nie jest na mnie. Mam tylko nadzieję, że działa :D

IMG_3379 (Copy)

LosowyFakt#2 Słońce zachodzi tu strasznie wcześnie.

Komunikacyjny Chaos

To rzuca się w oczy okropnie. Na drogach w centrum jest chaos. Ludzie chodzą drogą, stają na środku, czekają aż auta przejadą, auto się nie zatrzyma gdy kierowca widzi pieszego, pieszy się zatrzyma, o ile mu życie miłe. Są wyznaczone ścieżki dla rowerów, tylko co z tego, skoro rowery jeżdżą na nich w obie strony, a i skutery się po nich kulają. To chyba taka mentalność. Na drodze trzeba będzie uważać.
4 lata temu, przed igrzyskami, mówiono, że Pekin to jeden wielki plac budowy. Wiele się nie zmieniło. Mnóstwo maszyn, mnóstwo budów, ale jedno jest widoczne gołym okiem – brud. Nie tylko worki ze śmieciami, brud i syf, coś co u nas by nie uszło.

Nie wiem czy ten osławiony pekiński smog zluzował, czy też mieszkańców Śląska nie rusza .

Podróż na południe

IMG_3281 (Copy)

Materac twardy jak kamień. Nie żebym narzekał, wręcz przeciwnie, lubię twarde materace, ale ten był chyba ciosany. No i tak jak sądziłem, łóżka są krótkie. Stopy mi zwisały…Tylko skoro i tak spałem na brzuchu to nie było źle. Na boku spać się nie dało – twardo. Na śniadanie zupka z kubka. Całkiem, całkiem. Makaron jest wszędzie taki sam, ale przyprawy bardzo dobre. Osobno smak, osobno warzywa, osobno kolejny smak. Dobrze, że był ten podgrzewacz do wody na herbatę. Herbatka jaśminowa słaba, ale może za bardzo przywykłem do tych mocnych.

IMG_3290 (Copy)

Na dworzec…oczywiście na recepcji ani słowa po angielsku, ale przynajmniej nie musiałem niczego płacić. Dworzec jest ogromny. Nasz katowicki chyba będzie większy jednak. Dużo sklepów, ale oczywiście nikt nie mówi po angielsku. Żeby wejść na dworzec  trzeba przejść najpierw przez bramki z wykrywaczami metalu (ponownie ani słowa po…), a żeby dostać się na peron trzeba przejść przez bramki na których sprawdzane są bilety, oraz dokumenty tożsamości.

IMG_3291 (Copy)

Ach tak…na bramkach pożegnaliśmy się z Ann i do pociągu musiałem trafić sam. Postanowiłem trochę pochodzić po sklepach i kupiłem wodę, oraz niemampojęciaco, ale było na półce z orzechami/pestkami. Ceny na dworcu wyższe niż w sklepie przy akademikach, więc uznałem, że nie dam im zarobić. A teraz siedzę w pociągu G-113, w wagonie 10, na siedzeniu 4F. Tyle wyczytałem ze swojego biletu :) Za 5 minut odjazd i za 2 godziny+ powinniśmy być na miejscu. Przypuszczalnie pociąg nie będzie się zatrzymywać, bo jeżeli zatrzyma się chociaż raz to będzie krucho.

IMG_3292 (Copy)

W pociągowej telewizji właśnie leci The Expendables, ale darmowego internetu nie  ma.

IMG_3295 (Copy)

Okej, będą przystanki, ale na szczęście pociąg mówi po angielsku i są napisy w ludzkim alfabecie. Pociąg kula się aż do Szanghaju…i podają prędkość. Właśnie przejechało 260 km/h i w ogóle tego nie czuć.  Jeszcze druga kontrola biletów. Nie można w końcu pozwolić na to by ktoś siedział tam gdzie nie powinien! 302 km/h!

IMG_3320 (Copy)

Pociąg właśnie mnie ostrzega żebym nie krzyczał i życzy mi przyjemnej podróży.

IMG_3329 (Copy)

Czerwone opakowanie chyba na całym świecie oznacza – OSTRE. Dobrze i na ostro przyprawiona ta suszona wołowinka i to ze śliwką i anyżkiem. Dobre cholerstwo. Tylko ostre.

IMG_3334 (Copy)

LOSOWY FAKT#1 Chińczycy uwielbiają tablety.

I have no idea what I’m doing

IMG_3263 (Copy)

Nie mam zielonego pojęcia co ja robię.

Wylądowałem w Pekinie. Nawet w pociągu wiozącym mnie do odbioru bagażu to do mnie nie docierało. Jest chyba zbyt wiele rzeczy o których powinienem myśleć, że o nich najzwyczajniej w świecie nie myślę.
No dobrze. Odebrałem bagaż, zrobiłem zdjęcie, postanowiłem spojrzeć na ulotki, po czym nie wziąłem żadnej mówiąc sobie ‘Co ja, babcia jestem?’ i wyszedłem do hali przylotów.

A tam nikogo z napisem, który chociaż w najmniejszy sposób sugerowałby że ktoś na mnie czeka. Powinno mi chociaż ciśnienie skoczyć. Nie wiem czy byłem taki zmęczony, taki obojętny, czy po prostu pogodzony z losem, ale pokręciłem się wokół tej hali i w końcu pojawił się sympatyczny Pan Chińczyk, który miał tabliczkę z napisem BART. (Po drodze zapytałem też sympatycznego Pana Indonezyjczyka czy czeka na mnie, ale powiedział że czeka na wycieczkę – flaga Indonezji powinna mieć inne ułożenie barw niż nasza!).

Pan Chińczyk nie chciał sobie zrobić ze mną zdjęcia, więc trudno, sam sobie trzymam znaczek. Ann i PC odwieźli mnie do hotelu, Ann mnie zarezerwowała…Po drodze wielokrotnie wspominając, że jestem bardzo przystojny, wyglądam bardzo młodo i na pewno nie będę mógł się opędzić od dziewczyn. Pokój hotelowy jaki jest każdy widzi. Niby na osiedlu akademickim, a szczoteczki, mydło, płyn do kąpieli, telewizor, podgrzewacz wody, herbata i chyba internet do którego nie mogę się podłączyć. Do gniazdek wchodzą polskie wtyczki, także jest ślicznie.

O 18 ruszamy z Ann i może Panem Szefem na kolację.

Przemyślenie#1 TEN KRAJ JEST OLBRZYMI (i faktycznie uwielbiają wiadukty, tacie by się spodobało).

Schodząc o 18 na piętro 2 trafiłem na dwie kelnerki, które nie znały angielskiego, więc wyszedłem i poszedłem pograć w sudoku.
Pana Szefa nie było. Ann za to zamówiła zupkę (ogromne nudle, grube, ciężkie i naprawdę masywne), kurczaka w sosie słodko kwaśnym, coś z grzybkami, a ja zamówiłem pikantne coś z wieprzem i kalafiorem (większością kalafiora). Gratis dostałem lekcję jedzenie pałeczkami. I faktycznie Chińczycy mlaskają przy jedzeniu. I faktycznie ogromne ilości jedzenia zostawiają.

IMG_3272 (Copy)

Teraz siedzę i szukam strony na której mogę opublikować bloga, ale chyba skończy się na blox.pl bo nie chce mi się bawić z wordpresami i blogspotami, które nie działają. Google działa! Zaparzyłem sobie herbatę. O 1930 w Pekinie jest ciemno, bardzo ciemno. Chciałem jeszcze pójść na spacer, ale to się jeszcze okaże. Jutro odbierają mnie o 730 z lobby i jedziemy na pociąg. Stamtąd do Xuzhou. Coraz bardziej wątpię w moją wioskę.

IMG_3273 (Copy)

Tak wygląda trasa mojego wieczornego spaceru po zakupy. Dokulałem się do stadionu, na bieżni którego biegało parę osób, a o wiele więcej po prostu chodziło w kółko. Bieżnia nieoświetlona. W ogóle mrok o godzinie 20 jest chyba najbardziej widoczny gdy go porównam z Katowicami. Może to po prostu taka dzielnica. Za to w tym miasteczku akademickim pełno studentów, którzy patrzą się an mnie z większym zdziwieniem niż ja na nich.

IMG_3271 (Copy)

Udało mi się zrobić pierwsze zakupy. O ile zupkę i suszoną wołowinę można nazwać zakupami. Na szczęście mam dostęp do wrzątku więc sobie poradzę. Dzień pierwszy w Chinach – zakończony.

Po czym poznać Polaka…

Po tym, że pije nawet w samolocie.

I nie mam do tych Panów pretensji, bo pili kulturalnie, nawet częstowali. Andrzej podzielił się historią swojego życia. Bardzo fajny, otwarty facet.

A potem spotkaliśmy się znowu. Na lotnisku, które w strefie odlotów do Europy jest RAJEM, bo gdzie nie kopniesz to darmowa kawa, herbata(zielona, czarna, jaśminowa i jeszcze jedna), czekolada, cappuccino, mocca, espresso, mleko, gazety z różnych krajów, internet. No żyć nie umierać.
W zamian za pomoc przy zakupie 5 wódek zażyczyłem sobie  panini (albo ciabatte, nie rozróżniam), potem wspólne zdjęcia i całe szczęście, że ktoś nie pił bo samolot do Nicei raczej by nie czekał.

I jeszcze tylko dwie godziny, chodzenia, czekania, chodzenia i czekania.