Tak zawsze dziadek mówił gdy już robiło mu się miło i przyjemnie. Także teraz i ja tak napiszę. Bo, zaczynając znowu od końca (co sprawia, że mój blog wkracza w fazę postmodernizmu), byłem na kolacji u Ruby (nauczycielki klas drugich). A że poszliśmy tam z Lidią po raz pierwszy trzeba było przynieść jakiś prezent. Lidia zakupiła klocki dla córeczki, a ja kupiłem mleko, dla córeczki. Mleko. Jak usłyszałem od Lidii, że dobrym prezentem będzie mleko to nie mogłem się powstrzymać i go nie kupić. Wyobrażacie sobie w Polsce iść do kogoś w odwiedziny i kupić mu mleko? Właściwie to pamiętam taką historię z przed dobrych paru lat gdy poprosiłem znajomego odwiedzającego mnie po raz pierwszy by przyniósł mleko. Oczywiście żartowałem, bo mleko? No poważnie, mleko? A on przyniósł. I teraz to się powtórzyło. Mleko. Do teraz nie mogę wyjść z podziwu.
Zdjęć w mieszkaniu Ruby nie robiłem, ale powiem uczciwie – Chińczycy mają zupełnie inne podejście do tematu porządku i czystości niż my. Babcia moja by się tutaj nie odnalazła. Mogę zrozumieć, że mają trzyletnie dziecko, ale wszystkie jej rzeczy były wszędzie :) Wyglądało to z jednej strony uroczo jak w młodym (no kurczę pieczone przecież Ruby jest raptem dwa lata starsza ode mnie) małżeństwie, a z drugiej trochę przerażająco że zaprosili kogoś na kolację i mają taki nieład. Zupełnie inna kultura, ale dzięki temu czułem się bardzo swojsko. Nie ma takiego uczucia sztuczności i wrażenia, że to muzeum.
No i sobie pojadłem zdrowo, nawet dwa pierogi zjadłem. Rany, a miałem się nie objadać na kolację. Nawet tofu kupiłem. Do tytułu! Mąż Ruby jest nauczycielem geografii i Ruby się zapytała czy bym się nie napił wina. No to czemu nie. ‘Wina’. Oni na ten swój destylat mówią ‘wino’. Destylat smakowy o mocy 45%. No i Pan Mąż nalał do kielonków. Tak spojrzałem na to i pomyślałem ‘w końcu jakieś Polskie kielonki’ bo to akurat były setki. No to jak nalał, wykonaliśmy ten Chiński gest oznaczający szacunek przy piciu i siup. No to siupłem. Lidia, Ruby i Pan Mąż zrobili Wielkie Oczy. Naprawdę Wielkie Oczy. Ja za bardzo nie rozumiem o co chodzi, ale Lidia już przychodzi z ratunkiem i mówi ‘tego się nie pije na raz, a Pan Mąż jest pod wielkim wrażeniem’. Spojrzałem na jego kielonek i faktycznie był w połowie pełny. Zrobiło mi się głupio. Lidia wyjaśniała, że to część mojej kultury, a ja spuściłem głowę i przyznałem, że z tej części mojej kultury nie jestem dumny. Oj nie jestem. Wychyliliśmy jeszcze kilka kielonków, ale już na spokojnie. Nawet bruderszafta wypiliśmy.
Lekcja kulturowa#1 W Chinach naszego bruderszafta pija się na ślubach i robią to tylko małżonkowie. Co więcej, naszego bruderszafta pijają w ogóle tylko kochankowie.
Ruby się śmiała i powiedziała, że nie jest zazdrosna. Pan Mąż Geograf, jak na geografa przystało powiedział, że bardzo lubi poznawać inne kultury, a ja się prawie ze wstydu schowałem pod stół.
A teraz na początek (no postmodernizm jak się patrzy). Dzień zacząłem od sprawdzenia wiadomości, bo chciałem kupić świeczkę, albo chociaż kadzidełko by tak symbolicznie zapalić w ten dzień, a pytałem się Lidii czy wie gdzie mogę coś takiego kupić. Nie wiedziała, pytała ludzi i nikt też nie wiedział. Kulnąłem się do sklepu i nic. Nie ma. Ani świeczek ani kadzidełek. No nic. Trudno. Tak jest, nic na to nie poradzę i muszę się z tym pogodzić, nie będę przecież do Xuzhou do Carrefoura jechał szukać świeczek.
Dzisiaj zdjęcie stołówkowego lunchu, który wyszedł mnie 7 RMB. 4 za to co zawsze i 3 za dwa plastry żeberkowanego tofu. Szukając świeczek kupiłem mydło. Jak na białego w Chinach postanowiłem kupić mydło wybielające. W końcu wszyscy boją się, że wrócę żółty, także nie bójcie się moi drodzy, mydło z dodatkiem papai sprawi, że będę bielszy niż przed wylotem.
Ten sympatyczny Pan przy stoisku China Mobile palił. Tak, palił w miejscu publicznym w dodatku w sklepie i nie dość, że nikt mu nie zabronił to nawet nikt mu nie zwrócił uwagi. To mi uświadomiło, że w Polsce posunęliśmy się naprawdę daleko jeżeli chodzi o palenie w miejscach publicznych, a ciągle nam mało.
A te dzieciaki chodzą do szkoły, którą mijam w drodze do sklepu i pytały się jak mam na imię. Niestety same przedstawić się nie potrafiły, za to zdjęcia chętnie pozwały.
Tak jak pisałem wczoraj kupiłem sobie tofu. 16 RMB za kilo, ale jest już przyprawione, więc wystarczy tylko ugotować. Chociaż na zimno też jest dobre. Przecież musiałem skosztować :) Tak mi brakuje kawy, że kupiłem tę Moche. Ale ech, koło kawy to ona nawet s klepie nie stała. U Ruby natomiast powiedziałem, że wolałbym herbatę (chociaż powinienem zgodzić się na to co proponują gospodarze, czyli kawę z cukrem i mlekiem) i zaczęło się poszukiwanie herbaty (chciałem im kupić herbatę, ale Lidia powiedziała że skoro Ruby dała mi herbatę to lepiej żebym jej nie kupował i miała rację). No i znaleźli. Bardzo dobra herbata.
I trasa z dzisiaj:
http://www.endomondo.com/workouts/id9srGIMXss
Rozmawialiśmy trochę o tym jak wygląda edukacja w Polsce i w Chinach. No i oczywiście nie obyło się bez tej nauczycielki z przedszkola trzymającej dziecko za uszy (parę tygodni temu był taki przypadek, że przedszkolanka robiła zdjęcia gdy trzymała dziecko za uszy za karę, i to trzymała w sensie podniosła na wysokość kilku centymetrów, zostawiała butelki po piwie w Sali, zaklejała dzieciom usta taśmą i kazała im klęczeć za karę), a ja to zripostowałem uczniami wkładającymi nauczycielowi kosz na śmieci na głowę i powiedziałem, że do tego prowadzi wolność w kraju. Tak po prawdzie to ja nie wiem czy ja wolę taką wolność. Tutaj na ADHD cierpi podobno 5% uczniów, ale u mnie w klasach nie ma nikogo nadpobudliwego, a przecież w Polsce to była plaga. Tutaj uczniowie są do rany przyłóż. I lubią mnie. Nawet chłopacy pisali w ankietach że jestem przystojny.
A na dobranoc, lub śróddzienne pobudzenie historyjka. Wchodzimy z Lidią do sklepu z plecakami i ona jak zawsze chce odłożyć plecak do schowka i mówi, żebym ja też odłożył. A ja jej na to, że jesteśmy w naszym osiedlowym sklepie. Sklepie w którym wszyscy mnie znają i wszystkie kasjerki się do mnie uśmiechają, oraz nikt nigdy nie mówił mi żebym zostawił plecak. W żadnym sklepie (oprócz tego szkolnego) nikt mi czegoś takiego nie powiedział. A Lidia stwierdziła, że to niesprawiedliwe i że mnie nienawidzi. No cóż. Nie takie niesprawiedliwe bo Miguelowi kazali plecak schować :) Oj a jego dzisiaj też uszły piekły bo oberwało mu się i od Lidii i ode mnie gdy Ruby o niego spytała. Teraz się z tego śmiejemy, ale parę tygodni temu do śmiechu to nam nie było.
Mamo, wiem jak dziadek mówił, ale chciałem to ugrzecznić :)