Obawy

Rzadko kiedy obawiam się o bieg z powodów pogodowych. Generalnie to mnie nie rusza czy jest zimny, wiatr wieje, czy deszcz pada. Burze powinny mnie odstraszać, ale chyba z powodu mojej ignorancji nie odstraszają.

Dzisiaj chyba po raz pierwszy w życiu zacząłem zastanawiać się czy w sobotę dam radę przebiec trzydzieści kilometrów. Nie z powodu kontuzji, czy zmęczenia mięśniowego, ale z powodu pogody.

W poprzednią sobotę wypiłem 2 litry i było ciężko. Dzisiaj wypiłem też dwa litry, a dystans był o 4 kilometry krótszy. W sobotę czeka mnie 30 i nie wiem, najzwyczajniej w świecie nie wiem co z tym fantem zrobić.

Będzie ciepło, będzie duszno, będzie nie tak jak lubię. Chyba już wiem. Wezmę ze sobą cztery butelki, jak zawsze i w razie potrzeby kupię kolejne po drodze. Teraz pozostaje jeszcze znaleźć trasę w pobliżu sklepów i załatwione.

Czasem warto o obawach napisać bo można je szybko rozwiać.

Jest taki bardzo ładny cytat z Ptaśka Williama Whartona:
Lęk jest wbudowany w człowieka i nie ma sensu z nim walczyć. Bez lęku bylibyśmy zwierzętami sukcesu. Lęku nie należy się wstydzić. Jest równie naturalny i konieczny jak zabawa albo ból. Muszę nauczyć się z tym żyć.

A jak się wraca do domu i nie można ręki podnieść, najwygodniejszą pozycją w czasie brania prysznicu jest pozycja siedząca to znaczy że nie ma kolorowo. Odwodnienie to jest coś rzeczywistego, nie coś o czym tylko się mówi. Przyznam się bez bicia że w Polsce jakoś ten problem mnie nie dotyczył, do kilku maratonów przygotowałem się w ogóle nie pijąc w czasie biegu, co teraz jest dla mnie niewyobrażalne. Teraz to wychodząc na półtorej godziny minimum piętnaście minut spędzę na odpoczywaniu i piciu. Przerwy, przerwy których nie znoszę, które nie powinny mieć miejsca są codziennością. Inaczej się nie da. A przynajmniej ja inaczej nie potrafię, może za jakiś czas będzie lepiej bo się do tego przyzwyczaję, ale obecnie to jest słabo.

Tylko że to jest że słabo nie znaczy że przestanę biegać. Aż tak źle nie ma.