Na razie koniec

Z historiami rzecz jasna. Nie wiem czy się podobają czy nie, ale na razie ich wystarczy.

Dzisiaj zrobiło się naprawdę chłodno, do tego stopnia że mi wręcz było zimno w czasie porannego biegu. A to się jeszcze nie zdarzyło. Wygląda na to że trzeba będzie ubrać coś z długim rękawem w poniedziałek (albo wtorek, zależnie od tego kiedy wrócę do siebie po niedzielnym maratonie).

Niedzielny maraton…aż sam w to nie mogę uwierzyć do końca. Pojawiła się myśl nagle, tego samego dnia się zapisałem i już. To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło w przypadku takiego biegu. Jestem jednak dobrej myśli bo trochę tych kilometrów w tym roku wybiegałem, znaczną część nawet w ciągu ostatnich trzech miesięcy, więc może nie będzie super szybko, ale ukończyć ukończę. Trochę pewnie mnie uda będą boleć, w końcu tyle pagórków będzie że szkoda gadać, ale powinno być dobrze.

A skoro już mówię o bieganiu to przypomina mi się środa kiedy to rozmawiałem z jednym ze studentów i powiedział że wystartuje w maratonie w styczniu. Od razu się ucieszyłem i zapytałem jaki ma plan, a On odrzekł że biega po pięć kilometrów dziennie, w tym tygodniu pobiegnie dziesięć w niedzielę, za dwa piętnaście, za trzy dwadzieścia jeden, a za cztery trzydzieści. Ambitnie to może nie, bardziej szaleńczo, ale kto wie, zapytałem więc od jak dawna biega. Od tygodnia. Znaczy zaczął biegać w zeszłym tygodniu i chce przebiec maraton w styczniu.
Nie chcę używać tutaj słowa głupota bo ten młody człowiek sprawia wrażenie całkiem inteligentnego, ale On chyba nie ma zielonego pojęcia o tym czym jest maraton. Ja nie mówię że tego się nie da zrobić, bo wszystko się da, ale od zera do maratonu w 7 tygodni…no ciężko. To będzie krew, pot i łzy, ale najmniej potu.

Ja swój pierwszy przebiegłem (haha, bardziej pokonałem), niech no to policzę, dwa tygodnie w maju (9 biegów), cztery tygodnie w czerwcu (10 biegów), trzy tygodnie w czerwcu (7 biegów), cztery tygodnie w sierpniu (11 biegów), 3 tygodnie we wrześniu (11 biegów), w lutym 4 tygodnie (12 biegów), cztery w marcu (biegów 13), cztery w kwietniu (11 biegów), cztery w maju (13 biegów) i 2 tygodnie w czerwcu (8 biegów), czyli razem 34 tygodnie rozbite 16 tygodniami przerwy i 105 treningów biegowych. Czyli nie tak mało jak myślałem, wystarczyło by uporać się z maratonem w mniej niż pięć godzin, ale nie polecam tego nikomu. Pewnie można zrobić jeszcze mniej za pierwszym razem i też ten dystans pokonać, ale…no cóż, nie sztuką jest maraton pokonać, sztuką jest się do niego przygotować.

2 komentarze do “Na razie koniec”

  1. Prawda, prawda. Kiedyś będę musiał opisać jak to było z młodszym bratem June, bo mniej więcej wtedy kładli na 'politykę jednego dziecka’ największy nacisk.

  2. Podobają się, możesz częściej wrzucać :) Ciekawa sprawa z tymi „małżeństwami po chińsku”. Czy powtarzana na zachodzie informacja o limitach na dzieci (lub tylko chłopców) to prawda, czy mit?

Możliwość komentowania została wyłączona.