Do Nong Khiaw

P1170931 (Copy)

Tym razem zdecydowaliśmy się skorzystać z usług pośrednika zamiast samodzielnie drałować na dworzec autobusowy i bawić się z kupowaniem biletów. Do biletu dopłaciliśmy jakieś grosze bo taksówkę dostaliśmy za darmo.

P1170934 (Copy)

No właśnie – taksówka.

P1170937 (Copy)

Najpierw odebrano nas spod domu gościnnego w którym zamówiliśmy bilety, potem pojechaliśmy do drugiego, czekaliśmy przed nim blisko 10 minut, po czym ruszyliśmy do kolejnego sprzed którego zabraliśmy kilka osób i wróciliśmy do tego drugiego. I czekaliśmy…czekaliśmy…a ja tylko powtarzałem żeby to tylko nie byli Chińczycy. Jakoś tak…no nie chciałem żeby ludzie mieli jeszcze więcej powodów do nielubienia mojej drugiej ojczyzny. June za to patrzyła na zegarek bo od ósmej, o której pojawiliśmy się w miejscu zbiórki minęła już godzina, czyli autobus powinien właśnie odjeżdżać.
W końcu przyszły umalowane Koreanki i pojechaliśmy. A mi kamień spadł z serca że to nie byli Chińczycy.

P1170952 (Copy)

Na dworcu autobusowym nagadałem tym Koreankom że były nieodpowiedzialne, ale chyba nic z tego nie zrozumiały.

P1170954 (Copy)

Całe szczęście że było nas na tyle, że był chętny kierowca, który wziął całą grupę do Nong Khiaw. Całe to gadanie i pakowanie sprawiło że ruszyliśmy o 10, czyli z godzinnym opóźnieniem. Dla nas to nie był żaden problem, ale niektórzy chcieli dostać się do kolejnego miasta do którego ostatnia łódka odpływała około 14.

P1170966 (Copy)

Na szczęście na czas dojechali.

P1170975 (Copy)

My poszliśmy poszukać jakiegoś przyjemnego miejsce spoczynku, udało nam się znaleźć bungalowy w bardzo fajnej lokalizacji, tuż obok mostu dokładnie między dwoma wzgórzami. Coś wspaniałego.

P1170982 (Copy)

Na późny obiad i jeszcze późniejszą kolację udaliśmy się do indyjskiej restauracji, jednej z dwóch, prowadzonej przez Hindusów prosto z Indii, serwujących naprawdę dobre jedzenie. Innymi słowy w końcu June mogła coś zjeść.

P1170989 (Copy)