Pierwsze sajiao.
Sajiao to chińskie określenie na zachowanie niektórych ludzi. Głównie kobiet które zachowują się jak dzieci i krzycząc, tupiąc nogami i obrażając się chcą zwrócić na siebie uwagę i wymóc coś na mężczyźnie. Widać to czasem na ulicy, czasem w sklepach i generalnie chiński mężczyzna chińskiej kobiecie ustępuję bo to pokazuje jaki to On jest męski.Sajiao to faktycznie dziecinne zachowanie, ale bardziej w stylu kota ze Shreka.
Sapo to krzyki, bluzgi i głośne zwracanie na siebie uwagi.
Studenci też sajiao, pisałem już o tej studentce która pytała się dlaczego tylko siedem? A dzisiaj przyszła kolej na inną która powiedziała że ma bardzo niską ocenę za zadania domowe i powiedziałem otwarcie żadnego sajiao i temat umarł.
Chociaż ta studentka to nie problem, przynajmniej niezbyt duży, bo chociaż Ona chciała lepszą ocenę to semestr zaliczyła. Problem był ze studentami którzy semestru nie zaliczyli.
Nie zaliczyli na własne życzenie dodam bo mieli z zadań domowych jakieś śmieszne punkty, jeden tłumaczył się tym że miał kurs prawa jazdy i nie mógł być na zajęciach. CAŁY SEMESTR!
Inny tłumaczył się że był na zajęciach cztery razy, chociaż w dzienniczku mam zapisane że był dwa razy z czego raz nie odrobił zadania domowego. Chyba wiem skąd Mu się to cztery wzięło. Pierwsze zajęcia w semestrze, następne na których nie miał zadania domowego, egzamin śródsemestralny , jedne zajęcia parę tygodni temu gdy miał zadanie domowe i dzisiejszy egzamin to faktycznie cztery. Gdyby jeszcze był z jakiejś grupy w której faktycznie mogłem Go przeoczyć, ale Jego pech jest taki że to moja ulubiona grupa piątkowa z której na zajęcia co tydzień przychodziło po 8-9 dziewczyn, więc nie ma opcji żebym chłopaka nie zapmiętał.
Dwóch z kolei tłumaczyło że zmienili numery i szkoła tego nie zaktualizowała.
I ci studenci to Panowie, zaznaczę, stali przy mnie 10 minut i prosili żebym dał Im jeszcze jedną szansę, zadał zadanie domowe, podciągnął ocenę, albo cokolwiek, byleby zdali.
Wytłumaczyłem Im że byłoby to niesprawiedliwe i nie mamy nawet o czym rozmawiać. Wszyscy oprócz jednego zrozumieli i wyszli. Ten jeden stał bite pół godziny i tylko mówił że ma tyle przedmiotów do zaliczenia, że egzamin poprawkowy, że chce zadania domowe, że w następnym semestrze będzie chodził regularnie, że to i tamto.
A ja nieugięcie mówiłem że nie ma mowy. Bo i z jakiej racji mam Go przepuścić?