I tak oto wróciłem do świata pozbawionego internetu, przynajmniej przez najbliższych kilka dni (oby tylko do jutra).
Powrót to małe wyzwanie. Przyznam uczciwie że trochę się stresuję w tych autobusach, ale bardziej pod kątem złapania odpowiedniego niż dojechania do celu. Jakoś już pogodziłem się z faktem że te pasy to tylko pro forma. I od razu przypomina mi się jak wracaliśmy z June od Jej rodziców. Autobus wyjeżdża z dworca autobusowego i zostaje zatrzymany przez policję. Policjant na coś wskazuje, kierowca wychodzi i zaczyna krzyczeć na policjanta, po czym wychodzi Pani sprzedająca bilety i też zaczyna krzyczeć. Policjant w końcu puszcza autobus w drogę. Oczywiście nic nie zostało naprawiona, usterka, o ile istniała, nie została naprawiona, świat się nie zawalił, strażnik nocny zadzwonił dzwoneczkiem i powiedział wszystko jest w porządku i ruszyliśmy. To są Chiny, przepisy przepisami, ale życie życiem.
Od sklepu June do dworca autobusowego w Xinzheng jest jakieś 35-40 minut. Mniej na rowerze. Naprawdę mniej. Dojazd jest prosty bo to tylko 3 zakręty i jedzie tam jeden autobus. Oznaczony zresztą numerem jeden. Pani wręcza się dwa banknoty jedno juanowe i można jechać.
Na dworcu autobusowym, ale tym dalekobieżnym jest z reguły jeden autobus i z reguły jedzie gdzieś tam sobie, ale przejeżdza przez Zhengzhou, oraz Longhu. Także podchodzi się do niego. Mówi Shengda, ktoś tam mówi dui, więc można wsiąść i pojechać. Potem pozostaje wręczyć banknot pięcio juanowy i jechać. O cenę się nie pyta. Gdy się pyta o cenę można usłyszeć więcej i wtedy trzeba zapłacić więcej. Nie pytając o nic uchodzimy za da di reni czyli tubylca. Tubylec wie co i jak i nie można go tak łatwo naciągnąć. Oczywiście naciągnąć i tak można.
Rany…jak ja się cieszę z powrotu do prowincji na południe od Pekinu. Henan to w sumie północne Chiny, ale i tak ceny warzyw i owoców są nieporównywalnie niższe niż w Changchun. Dość powiedzieć że jabłek za 6 RMB za kilo nie kupuję bo uważam że są za drogie. W Changchun jak widziałem jabłka w cenie 9 RMB za kilo to brałem bo były tanie…