Myślę że to też szkoła podstawowa, myślę że to też szkołą podstawowa. Owszem, siedmiolatki są już w szkole podstawowej, ale mentalnie jeszcze w przedszkolu. Że o pięciolatkach nie wspomnę.
Za pięć minut przyjdzie asystentka i powie Ci co robić. Nie, nie przyjdzie. Za to gdy ja przyjdę Ona jak karabin maszynowy wypluje z siebie że mogę z Nimi w coś zagrać, coś zaśpiewać i w ogóle to tu mam słówka i możemy je powtórzyć. Witamy w szkole w której nauczyciele są ozdobą a zajęcia prowadzą asystentki. Wyłącz myślenie i uszy. Pokazuj karty, ucz wymowy by chwilę potem asystentka powtarzała słówka niepoprawnie. Nie znasz piosenek – trudno. Nie znasz gier dla przedszkolaków – trudno. Jedno słowo jarzy mi się niczym neon – POMYŁKA. Godzina powtarzania słówek z kartek, wrzask i ból głowy. Pierwsza tabletka przeciwbólowa. Dwadzieścia chińskich gardeł wrzeszczy a rodzice na parterze oglądają zajęcia siedząc na ławkach.
Młyn. Słyszałem to pojęcie wiele razy ale dopiero teraz widzę co ono naprawdę oznacza. Dwudziestu uczniów zostaje wprowadzonych przez dwudziestu czekających pod salą rodziców/dziadków, a po zajęciach wkraczają na pięć minut do sali by posłuchać asystentki, po chwili kolejnych dwudziestu, a tamci już do domu. Asystentki wyrzucają z siebie słowa szybciej niż tłumacze symultaniczni, a w przerwach biegają między salami przenosząc rekwizyty. 20-30 minut przerwy i kolejna grupa.
Po pierwszych zajęciach zadzwoniłem do Johnsona i powiedziałem że nie tak się umawialiśmy. Zawsze podkreślam że przedszkole odpada. Zawsze. Z jednej strony takie zajęcia są całkowicie bezmyślne, można się wyłączyć, nie trzeba nic konkretnego robić, trochę poskakać, pośpiewać, pobawić się jakoś, nie trzeba nic w domu przygotowywać, ot takie haha hihi, a z drugiej…no rany…jeżeli cały mój wkład to przyjście i pokazywaniem dzieciakom 3-4 kartek ze słówkami przez godzinę…to trochę to jest nie na miejscu. Że nie wspomnę o tym że przedszkole jest zupełnie nie dla mnie. To nie jest mój poziom energii.
Dobrze tylko że ta druga asystentka była bardziej wyrozumiała, przesiedziała ze mną całą lekcję, pokazała jak się z dzieciakami bawić i widać że radzi sobie z Nimi naprawdę dobrze. Grupę podzieliła na cztery podgrup i za dobre zachowanie dawała gwiazdki na tablicy, a za złe odejmowała, podobnie w przypadku aktywności. W dodatku każdy uczeń który był grzeczny dostawał papierowego pieniążka które pewnie kiedyś będzie mógł na coś wymienić. Bardzo mi się to podoba. Jak Jej ktoś zaczął fikać to Go wyjęła z grupy i postawiła pod ścianą dopóki się nie uspokoił. Podobno te time outy nie są zawsze skuteczne, no i tutaj też nie był bo dzieciak się nie uspokoił, ale hej, to dobra technika.
Z Johnsonem będę rozmawiać w poniedziałek, jutro czekają mnie jeszcze cztery godziny w innym oddziale i chociaż nakładu pracy w domu nie zwiększy mi to ani trochę to jednak praca w przedszkolu nie jest dla mnie. Nie wziąłem ze sobą aż tylu tabletek przeciwbólowych by przetrzymać cały rok.