Śnieg

Jest kilka takich sytuacji które sprawiają że na usta ciśnie mi się polski przecinek. Gdy autobus nie przyjeżdża, gdy w tym roku schodziło mi powietrze z roweru bez wyraźnej przyczyny, czyli w takich chwilach całkowitej bezsilności. Co ciekawe nie cisnęło mi się wczoraj gdy dowiedziałem się o roboczym weekendzie, ani gdy…o tym w niedzielę. Za to dzisiaj rano gdy poszedłem do kuchni włożyć owsiankę do mikrofalówki to już nie tylko przecinek cisnął mi się na słowa ale wręcz wyskoczył z nich tak że prawdopodobnie w Polsce był słyszalny. Pojawił się nagle, nie powiedziałbym że niespodziewanie bo prognozy go zapowiadały, ale jednak gdzieś tam w głowie tliła się myśl że to pomyłka i nic z tego nie będzie. Nie udało się. Spadł, zasypał całe Jiawang i dalej sypie. Nie tak jak w Polsce ale jednak jest biało. Na razie jeszcze jest fajnie bo wiadomo że pierwszych kilka dni jest przyjemnych. Wszystko opatulone białą puszystą kołderką. Tylko potem zaczynają się problemy. Przemoczone stopy, mokre ubrania i choroba murowana.
Dalej sypie…
Wyjeżdżając dzisiaj z domu trafiłem na jedną z nauczycielek i sobie porozmawialiśmy (stąd to wolne tempo), o tym że śniegu nie lubię, że uczniowie są nieśmiali gdy mówią po angielsku i takich innych nauczycielskich sprawach.
A w szkole…tak jak normalnie na dworze jest tylko garstka uczniów sprzątających tak dzisiaj było Ich co nie miara. Rzucali się śnieżkami i nawet sobie żartowali żebym uciekał. Phi…doświadczeniem biję ich na głowę. I ta malutka dziewczyna z klasy drugiej krzyczała żebym uciekał bo Jej koleżanka chce we mnie rzucić.  A chłopaki dalej grają w ping ponga na dworze…

Poszedłem na zajęcia do dziewiątki i…śnieżka na tablicy mnie nie zdziwiła, zdziwiło mnie za to to że Lucy zrobiła śniegowe serduszko, pomalowała je kredą na czerwono, ja je postawiłem na ławce i ono przez 45 minut się nie roztopiło. Zimno.
Dzieciakom to teraz nie przeszkadza. Walą w siebie śnieżkami korzystając z braku ćwiczeń na długiej przerwie.
Przestało. Oby było tego dość na dzisiaj.
Nie chciałem tego pisać, ale tak jak przypuszczałem, znowu zaczęło gdy poszedłem na lunch. Lawrence’owi udało się trafić na mnie więc chwilę sobie pogadaliśmy a potem ruszyliśmy w swoją stronę. Lidii dzisiaj cały dzień nie było bo najpierw ruszyła do szpitala, ale to podobno nic poważnego, a potem musiała odebrać mamę. Także zajęcia prowadziłem sam. Po przedostatnich zajęciach, w klasie drugiej, na których po raz pierwszy zwróciłem, a raczej zwrócono mi, uwagę na kamery w klasach wyjaśniłem uczniom że w Polsce czegoś takiego nie ma ale bardzo by się przydało. Kurczaczek, nie dość że muszą w tej szkole siedzieć praktycznie bez przerwy to jeszcze są pod ciągłą obserwacją. To już jest lekka przesada.

Nie wiem czy starczy mi czasu by odwiedzić wszystkie te klasy w niedzielę…pożegnałem się już z niedzielnym wybieganiem bo nie wcisnę go ani między pierwsze i czwarte zajęcia ani po czwartych. Także jutro czeka mnie ostatni bieg w tym tygodniu i zarazem ostatni bieg w roku. Rok temu w sylwestra zrobiłem połówkę a dwa lata temu nic, także tradycji żadnej nie ma i żadna nie ucierpi. Dwa lata temu ostatni biegł miałem w Wigilię bo potem się pochorowałem, także w tym roku już jestem do przodu. Tylko jutro chyba zamiast wyprawy w znane/nieznane rejony Jiawang czeka mnie podróż na bieżnię szkolną bo ulice już teraz są śliskie a wieczorem padał deszcz, w nocy chwyci to wszystko mróz i jutro będzie szklanka. To już wolę kręcić się w kółko. Może to i nudne, ale przynajmniej bezpieczne. Kolano już nie boli ale nie ma co ryzykować. Tutaj naprawdę bardzo się oszczędzam.

Po zajęciach w klasie drugiej podbiegł do mnie jeden z uczniów i wyjaśnił że sprzedaje pocztówki dla bardzo chorego chłopaka z Jiawang. No tak, pamiętam że ‘Joker’ kiedyś o tym wspominał ale nie miałem wtedy okazji przekazać kasy. Pocztówki już co prawda kupiłem bo są na nich zdjęcia szkoły, ale zawsze można kupić więcej co też uczyniłem, więc gdy tamte wysłane dwa tygodnie temu nie dojdą mogę wręczyć te. Znaczek w końcu jest na nich nadrukowany.

Wieli Chiński Mur Ognia sprawia że korzystanie z internetu to ostatnimi dniami prawdziwa katorga. Wyobrażacie sobie świat bez google czy Wikipedii? No właśnie…a tak tu mnie teraz wygląda. Niestety nie wszystko ma swoje chińskie odpowiedniki i czasem znalezienie jakiegoś filmu jest naprawdę trudne. Strasznie wygodny się zrobiłem nie przeczę, ale nic na to nie poradzę. Tu jest jeden z niewielu standardów życia z którymi ciężko mi się rozstać. Jeżeli muszę już korzystać komputer i internetu to chcę z nich korzystać tak jak jestem do tego przyzwyczajony. Przez pierwsze 3 tygodnie radziłem sobie bez tego ale gdy przyszło co do czego i chciałem zrobić lekcję w oparciu o film to nie było rady musiałem wyłożyć kasę. Nie żałowałem tego ani przez moment bo naprawdę warto zainwestować w ten luksus. Internet jak w Polsce jest dla mnie tym czym dla Migueala był stół, rzeczą niezbędną do życia. On też sobie radził bez stołu ale narzekał na to co niemiara.

Adam!
Nie, to zupełnie inny krawężnik. Ten jest w szkole, a tamten na ulicy. Co prawda koło szkoły, ale zupełnie innej ;)
I to księżyc. Księżyc lubi mnie bardziej niż słońce, w końcu to Yin . Tak jak ja.