Chińskie gimnazjum

Adam!
Włosy Lidii poszły do śmieci, wiedziałem że włosy mogą narobić niezłego ambarasu w rurach, ale nie sądziłem że czyszczenie przypadnie mi.
Ja wiem że ta kolacja wyglądała jak wyglądała, ale była bardzo smaczna. Trzeba czasem odpocząć od jajecznicy.
Czy się kłócą? Jasne, przezywają się, robią samolocik (jak zostało mi to wyjaśnione potrzeba czterech chętnych i jednej ofiary, chętni chwytają za ręce i nogi po czym huśtają ofiarą), zabierają krzesła gdy ktoś wstaje, podstawiają nogi, bójek nie widziałem ale jakieś kuksańce są codziennością (i bardzo często widać że dziewczyny biją chłopaków gdy ci sobie żartują, rzadziej chłopaki się atakują). Tylko tak myślę że masz rację, to jest strasznie takie cukierkowe, strasznie odrealnione, nie widać ujścia negatywnych emocji. Oni w ogóle starają się unikać mówienia o tym co negatywne przynajmniej po angielsku. Bez lepszej znajomości języka ciężko mi coś więcej powiedzieć.
Adamie nie mogę się z Tobą bardziej zgodzić co do tego jaki powinien być nauczyciel, tylko tutaj te konkretne zajęcia są najogólniej mówiąc inne. A tak bardziej szczegółowo: z mojego przedmiotu nie ma ocen, Lidia mówi że uczniowie mogą też czasem spać, że nie ma problemu jeżeli robią coś innego na moich zajęciach, a Jej twarz rozświetla uśmiech zadowolenia gdy uczniowie mówią że na zajęciach można się zrelaksować. Dyrektor z kolei mówi że mam więcej pracować z książką (mówi to przez Lidię). Książką której nie wybierałem i która jest za trudna dla większości uczniów. To ja czy faktycznie dostaję sprzeczne komunikaty? ;) Ja się do tego wszystkiego tak naprawdę dopiero dopasowuję bo przecież to jest coś niespotykanego w Polsce w jakiejkolwiek szkole. Staram się to łączyć, czyli przeplatam te zajęcia typowo szkolne z zajęciami typowo zabawowymi, ale siedzę tu dopiero trzeci miesiąc i nie wiem jeszcze wielu wielu rzeczy.
Wyszedłem z tego ‘dołka’ na kolejnych zajęciach bo się spodobały, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Poza tym nie da się wszystkich zawsze zadowolić Pytać się Ich nie ma co bo i tak po angielsku powiedzą że wszystko było w porządku.
Za to dzisiaj popytam o weekend bo mieli możliwość wrócić do domu i teraz podobno mogą wracać co tydzień (a przedtem mogli raz w miesiącu).
Mama jest najważniejsza? Tak, ale…już jej rodzina nie. Bardzo ładny artykuł na Wikipedii mówi o okresie żałoby po śmierci członka rodziny. Przykładowo po śmierci dziadka i babci od strony ojca żałoba powinna trwać rok, a po śmierci dziadka i babci od strony matki zaledwie pięć miesięcy. Kobiety są tu tradycyjnie traktowane jako ‘gorsze’ przykładowo: śmierć kuzyna (powiedzmy syna siostry matki) to żałoba trwająca 3 miesiące, a śmierć kuzynki (powiedzmy córki siostry matki) w ogóle nie wymaga żałoby. Idźmy dalej: umrze wnuk (syna syna) dziedzic – rok, umrze wnuczka (córka syna) – rok, umrze wnuk (syn córki) – trzy miesiące,  umrze wnuczka (córka córki) – żałoba? A dlaczego?
Dlaczego ojciec Lidii zdecydował się na trójkę dzieci? Dopiero za trzecim razem trafił się syn, który będzie w stanie przejąć rodzinny interes czyli hotel. Córki muszą iść na uniwersytet, znaleźć męża, bo interesu rodzinnego dostać nie mogą.

Przy okazji, masz bardzo mądrego syna :) Perfekcjonizm to czasami poważna wada, dobrze że o tym wie. Prędzej czy później musimy się w czymś wyspecjalizować, nie każdy z nas może być da Vincim.

A dzisiaj Lidia przyszła i powiedziała że musi iść bo zmienili jej terminy egzaminu na prawo jazdy i sama nie wie kiedy będzie zdawać…wróci może w czwartek, może w piątek. Masakra jakaś…tysiąc osób w małej szkole jazdy bo od stycznia wchodzą nowe przepisy i będzie trudniej zdać (brzmi to ze wszech miar znajomo).

Minął tydzień i na drzewach przed gabinetem nie ma już liści wszystkie spadły na dach garażu rowerowego. No to zima…

A gdy pisałem te słowa o zimie pojawiła się w moim gabinecie Stokrotka, w sensie Daisy, i zaprosiła do swojej szkoły. Maleńkiej szkoły ponadpodstawowej, naszego gimnazjum (maleńkiej bo na 600 osób), umiejscowionej niecały kilometr od mojej szkoły. Prawdę mówiąc to ta szkoła znajduje się w starym miejscu i przebiegam koło niej przynajmniej raz w tygodniu a w ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tego że jest tam szkoła, bo jest gdzieś tam ukryta w zakamarkach Jiawang. Nie napiszę już ‘mojego’ Jiawang bo zdałem sobie sprawę, że chodzę tylko głównymi ulicami a nie zaglądam do zaułków, nie staram się już zgubić tylko korzystam z wydeptanych ścieżek i trochę mnie to przygniotło że ten mój duch podróżniczy został trochę przytępiony. Tłumaczę to sobie pogodą, która naprawdę nie zachęca do wędrówek.
W każdym razie pojechaliśmy do szkoły, tam dyrektor robił mnóstwo zdjęć, a ja rozmawiałem z dzieciakami. Wrażenia? Wrażenia?! Rany boskie…dwunastolatkowie zadający mi nienaganną angielszczyzną pytania. Owszem, podstawowe typu: ile masz, skąd pochodzisz, jak się nazywasz, jaki jest twój zawód, jakie jest twoje hobby, jakie jest twoje ulubione święto (spojrzałem i akurat przerabiali ten temat w książce) i takie podstawowe odpowiedzi wyłapywali bez problemu, z trudniejszymi nie dawali rady, ale to zrozumiałe. Odniosłem wrażenie (ale wrażenia tutaj są bardzo złudne jak się okazuje) że operują angielskim nie gorzej niż niektórzy uczniowie w mojej szkole, ale nie chciałem o tym nikomu mówić. Bo dwóch godzinach nieustannego gadania gdy głos mi już wysiadał udaliśmy się na kolację. Przy okazji, klasy w szkole drugiego stopnia są malutkie, tak na 20 uczniów. Na kolacji głównie rozmawiałem z Daisy i spożywałem alkohol, starałem się za dużo nie jeść bo to co się działo ze mną po ostatnich zapraszanych kolacjach przechodzi ludzkie pojęcie.
– Dlaczego zostałaś nauczycielką?
– Uczyłam się angielskiego, a pracę magisterską zrobiłam z edukacji (niech będzie że pedagogiki).
– Hmm…wiesz mogłabyś zostać tłumaczką.
– Nie, mój angielski jest za słaby.
– A lubisz uczyć?
– Tak średnio, ale w Chinach ciężko o dobrą pracę.
– Ja z wykształcenia jestem tłumaczem i nie sądziłem że będę uczyć. Ale w gruncie rzeczy sprawia mi to mnóstwo przyjemności, a uczniowie mnie lubią i się uczą, więc jest dobrze.
– A dlaczego właściwie przyjechałeś do Chin?
– Wiesz, w Polsce też byłem nauczycielem i prawdę mówiąc miałem tego dość. Miałem dość ciągłych problemów z motywacją, dyscypliną i brakiem szacunku. Tutaj jest zupełnie inaczej…
Takie tam nauczycielskie gadanie ludzi z zupełnie innych kontynentów mających w gruncie rzeczy ze sobą mnóstwo wspólnego jeżeli chodzi o decyzje życiowe.
Tak sobie piłem to chińskie lekarstwo na ból brzucha zwane tutaj winem (pewnego dnia nauczę się chińskiego na tyle dobrze że wytłumaczę Im że wino jest alkoholem pochodzącym z fermentacji a to co my pijemy jest alkoholem pochodzącym z destylacji) i po któryśtam kieliszku powiedziałem dość i mówię Daisy że więcej nie piję bo jutro mam zajęcia i nie mogę być zmęczony. Mój dyrektor spojrzał na mnie i pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam jeszcze trochę wypił. Dyrektor tej drugiej szkoły powiedział że bardzo chętnie zawiezie mnie do innej prowincji i pokaże inne miejsca, co brzmiało zachęcająco ale potem przypomniałem sobie że mam tylko dwa dni wolnego w tygodniu i nie za bardzo chcę je obecnie poświęcać na podróże. Powiedział też żebym wpadał do szkoły jak najczęściej. I ponownie bardzo chętnie, ale kiedy…Powiedziałem że gdybym miał więcej czasu to bardzo chętnie (dyrektor ponownie pokiwał głową ze zrozumieniem), no to się zapytali czy bym nie wpadł w sobotę albo w niedzielę…no to zgodnie z prawdą odrzekłem że to jedyne dni kiedy mogę na spokojnie porozmawiać z rodzicami. Bo o ile dla znajomych nie ma problemu iść spać gdy ja się budzę, tak dla rodziców jest to już pewne wyrzeczenie. Spotkało się to ze zrozumieniem i nie było już kolejnych nacisków. Bardzo chętnie bym się pojawiał tam częściej, ale naprawdę czas jest towarem deficytowym.

Chciałbym przy okazji nadmienić że będę wyjątkowo bogatym człowiekiem bo do babci nie poznającej mnie na ulicy, taty nie poznającego mnie na zdjęciach dołączyła mama która nie poznała mnie po głosie gdy do niej zadzwoniłem.