No to skulałem się z łóżka o piątej. Przed siódmą byłem w szkole, więc przy okazji posprzątałem pokój. Zapomniałem zabrać dzisiaj bambusa, będę musiał zrobić to jutro, bo jeszcze nam uschnie bidulek. I jeszcze przed siódmą pojawiła się przedstawicielka klasy trzeciej z takim wysokim chłopakiem i wyjaśniła mi, że jak on mówi go to go, jak turn right to turn right i tak dalej. Urocze to było :)
Zaraz potem zeszliśmy do klasy trzeciej i mnie pomalowali, co widać na kilku zdjęciach. Wszyscy mówili, że wyglądam ‘cool’ także wypada im wierzyć.
Wychowawczyni klasy poczęstowała mnie pierożkiem z mięsem (pycha) i ruszyliśmy do boju. Czekałem chyba z pół godziny na bieżni, a potem dumnie maszerowałem z napisem ‘KLASA 3’ (oczywiście w języku, którego nie rozumiem). Najbardziej aktywna dziewczyna z klasy była tak podekscytowana, że nie mogła zasnąć. No i ja im się nie dziwię, to ogromne wydarzenie w ich życiu. Większość klas przygotowała kilkuminutowy pokaz dla dyrekcji, udało mi się nakręcić z tego kilka filmów i porobić dość sporo zdjęć.
Jak widać większość klas miała jakieś fajne stroje, niektóre miały mundurki, inne tylko jednakowe koszulki, jeszcze inne kompletne stroje, a inni przyszli po prostu w stroju szkolnym (czyli tym biało niebiesko pomarańczowym dresie). Niektórzy śpiewali, większość tańczyła, a jedna klasa wypuściła gołębie, co zrobiło na mnie niesamowite wrażenie, ale rany Boskie, ile oni musieli te ptaki trzymać w rękach.
Po całym przedstawieniu (które trwało z dobre półtorej godziny) Wendy (ta mała okularnica z czarnym włosami (ahahaha), która ciągle mnie zasypuje prezentami i ratuje mi tyłek w jadłodajni jak wczoraj gdy skończył się ryż a chciałem dokładkę) zaprosiła mnie, żebym z nimi usiadł, a że to moja ulubiona klasa 9 to jasne że się zgodziłem.
To było najdłuższe 400 metrów w moim życiu. Co dwa metry ktoś chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie i żeby to jedno, a ja też nie chciałem być gorszy i prosiłem wiele osób o zdjęcia.
Także teraz tak: ta mała okularnica w czerwonej polówce z długim rękawem i balonem to główna szycha klasy numer 3.
Ta nieokularnica w fioletowo czerwonej bluzie i torebce to szycha z klasy numer 2, lub 4 (ale raczej dwa, to ta która mnie uderzyła w ramię na stołówce).
Ta okularnica, która trzymając koguta zasłoniła mi twarz to psiapsióła Wendy.
Wendy to ta okularnica we flanelowej koszuli.
Nieokularnica w żółtej koszulce z logiem myszki Micky to nie kto inny jak dziewczyna od bigosu :)
Wszystkie dziewczyny z napisem ‘Smile’ są z klasy 8.
A reszty no cóż, przykro mi, ale nie kojarzę aż tak dobrze.
No to robili mi te zdjęcia i robili i robili i robili i narobili ich trochę, aż w końcu mogłem sobie usiąść. Od klasy 3 dostałem jeszcze cukierki i słonecznik. No i mydło, żeby się umyć. A gdy szedłem się umyć to znowu zdjęcia. Zdjęcia i zdjęcia, ach ta sława :) Bardzo to wszystko miłe i nawet jeżeli trochę męczące (zwłaszcza gdy chciałem iść na lunch), to jednak nikomu nie odmówiłem bo rozumiem, że chcą sobie zrobić zdjęcie :)
Na obiad zupa. Za 3 RMB. Zapytałem się Wendy co to stoi na blacie w kuchni, a ona mówi, że to przyprawa na ostro, to dałem sobie z dwie łyżki, a z tyłu tylko słychać jęk przerażenia. Jak zjadłem i wypiłem to uznałem, że jednak trzecia łyżka by nie zaszkodziła.
Następnie szybki powrót do domu i spokojny bieg. Chyba zacznę biegać po lunchu bo biegło się o wiele przyjemniej niż rano.
Chwilka przerwy i powrót do szkoły, bo przecież kontynuacja zawodów. Ponownie zdjęcia i zdjęcia. Wychowawca klasy trzeciej powiedział przedstawicielom szkoły, że jestem jednym z jego uczniów :) Pośmialiśmy się i już.
Obiecałem chłopakom z 8 i 9 grę w kosza, więc słowa wypadało dotrzymać. Są zdecydowanie mocniejsi od tamtych, zdecydowanie. Poza tym ja jestem już stary i nawet piłka mi przeszkadza…
Na kolację ponownie do stołówki, tym razem stołówka numer 1. Zupa…bo nie było ryżu. Rany boskie, nie wiem czy Wendy ich poprosiła, czy oni tak sami z siebie, ale ta zupa była ostra. Oj była ostra. Aż się popłakałem. Dawno już nie jadłem czegoś tak ostrego i jednocześnie smacznego. Pyszotka. Aż musiałem napić się wody.
A gdy wyszedłem…pierwszy raz zobaczyłem tutaj księżyc. Aż byłem w szoku i to nielada szoku. Może jednak na festiwal będzie księżyc. Już się nie mogę doczekać.
Jeszcze tak odnośnie zawodów. Tutaj nie ma Pań i Panów WueFistów krzyczących na uczniów bo nie mają czerwonych spodenek, białych koszulek i trampek, nie ma stawiania za to pał czy czegokolwiek innego. Biegniesz, skaczesz, pchasz kulą w tym w czym Ci wygodnie. Chcesz biec w jeansach? Biegnij w jeansach. Twoja sprawa.
Razi trochę brak konkurencji zespołowych, chociaż są dwie: przerzucanie piłki przez 15 osób (stają gęsiego, przerzucają do tyłu, ostatni z piłką biegnie do przodu i od nowa), oraz sztafeta. Taki tutaj komunizm że największy nacisk kładzie się na wynik indywidualny, a nie drużyny.