Szkoła marzeń…

Czyli gra: zostajesz dyrektorem szkoły i możesz w niej zmienić wszystko co tylko chcesz. Tylko pamiętaj żeby myśleć jak dyrektor, a nie jak uczeń. Nie możesz zrezygnować z pracy domowej bo rodzice będą wściekli, jeżeli chcesz zmienić nauczycieli musisz wyjaśnić dlaczego.
Parę minut na rozmowę, zapisanie propozycji, parę na dyskusję, a potem słuchamy propozycji. Oprócz takich standardowych jak: mniej zajęć, precz z matematyką i fizyką, pojawiło się kilka ciekawych  jak: prysznice w akademikach (bo uczniowie często nie mają czasu żeby wskoczyć pod prysznic po zajęciach, a prysznice mają poza akademikami w osobnych budynkach), klimatyzacja w akademikach (rany, tam to dopiero musi być zimno), lepsze i tańsze jedzenie w stołówce, uczymy się tylko wybranych przedmiotów, wyposażamy bibliotekę w nowe książki i przy okazji ją powiększamy, czyścimy ubikacje, każemy nauczycielom czyścić podwórko szkolne (nauczyciele są bardzo niezadowoleni), budujemy zoo :), stawiamy parki, albo przynajmniej więcej drzew i kwiatów, powiększamy sale, albo zmniejszamy ilość uczniów, zmniejszamy ilość uczniów w pokoju w akademikach (obecnie jest 8 osób w jednym pokoju), zatrudniamy nowych zaangażowanych nauczycieli, dla których nauka jest pasją, takich którzy wszystkich uczniów będą traktować sprawiedliwie. Fajne zajęcia z tego wyszły.

Żeby nie pisać tylko o blaskach napiszę także trochę o cieniach nauczania. Taki cień to na przykład dzisiejsze zajęcia w klasie 14, w której uczniowie  posłusznie wykonywali ćwiczenia, kiwali głowami że rozumieją, nawet odpowiadali na pytania, czyli rozumieli…śmiali się więc zajęcia im się podobały, słowem wszystko wskazywało na to że poradzili sobie bardzo dobrze z trudnym listeningiem. A po zajęciach Lidia mówi coś dokładnie odwrotnego: że im się zajęcia nie podobały, były nudne, za trudne i nie widzieli w nich sensu. Chociaż wyjaśniłem im, że robimy je po to by popracować nad słownictwem i słuchaniem ze zrozumieniem. Zdołowało mnie to okropnie bo zawsze im powtarzam że jak czegoś nie rozumieją to mają mi powiedzieć, a na każdych zajęciach pytam się czy chcieliby mi coś powiedzieć, w dodatku po coś są te konsultacje…Najgorsze jest to że pewnie nie tylko klasa 14 tak czuje. Bardzo mnie to zdołowało bo przecież wszystko wskazuje na to że jest dobrze, a jednak dobrze nie jest. W dodatku gdy mieliśmy zajęcia w niedzielę miło sobie porozmawialiśmy pośmialiśmy się bo dawno się nie widzieliśmy i wszystko wydawało się być w porządku. Nie rozumiem Ich języka i jeżeli Oni sobie nie radzą to nie potrafię Im pomóc. A nie mogę prowadzić zajęcie bez informacji zwrotnych bo skąd mam wiedzieć czy coś jest za proste czy za trudne skoro wszyscy potulnie kiwają głowami, uśmiechają się i udzielają się na zajęciach. Czasem w klasach czuć że coś jest nie tak, ale  jeżeli tego nie czuć to co wtedy? Po to właśnie jest asystent(ka). Tylko jeżeli jej nie ma to jestem jak dziecko we mgle momentami.

A teraz już do rzeczy mniej dołujących.
Wpadłem na Lawrence’a na lunchu i zapomniałem Jego chińskiego imienia, udał obrażonego i powiedział że mnie nienawidzi :) Porozmawialiśmy trochę o przyszłości i powiedział że waha się między studiami ekonomicznymi a językowymi.
– Po ekonomii wyciągniesz więcej kasy.
– Wiem, ale jako nauczyciel będę szczęśliwszy. Tylko niestety w życiu potrzebujemy pieniędzy do wszystkiego.
– Myślę że w gruncie rzeczy najważniejsze jest robić to co Ci sprawia przyjemność. Jeżeli nauczanie da Ci szczęście to zostań nauczycielem

Co więcej Lawrence chciał się wprosić do mnie na weekend. Musiałem mu grzecznie odmówić bo chociaż Go lubię to weekend to rzecz święta.

Kolejne zajęcia opisałem u góry bo dalej bawiliśmy się w dyrektora.

Po zajęciach – konsultacje. Czyli nic ciekawego…Wyłączyli nam prąd i poszliśmy coś zjeść. Jedynka pełna do granic niemożliwości, dwójka też pełna, dopiero trójka nas ugościła. Nie było jednak tofu i za kolację zapłaciłem 5 RMB. Za to dostałem kilka solidnych chochel jedzenia. Nas bo poszedłem z uczniami z konsultacji.

W drodze do domu wstąpiłem do Pana ze sklepu, który musiał się przenieść z trzech garaży do jednego, ponieważ w dwóch innych powstała restauracja (głowy nie dam, ale chyba Jego), kupiłem 4 lizaki i zostałem zaproszony na kolację. Odmówiłem, ale obiecałem że jutro się pojawię. Także jutro czekają mnie nudle na kolację…albo na lunch, bo w sumie to czemu nie.
W domu internet nie działa, u Lidii też nie, a mówi że rachunek jest zapłacony…Także tę notkę przeczytacie z opóźnieniem. Mam nadzieję że nie będziecie źli ;)