To zupełnie normalne na całym świecie bo wszędzie ludzie są tacy sami. Nie stało się więc nic nadzwyczajnego, powinienem to właściwie zignorować i nawet o tym nie wspominać. Sytuacja jednak jest na tyle dla mnie nowa i niespotykana że napiszę o tym co się stało.
Rasizm jest w Chinach normą. Oczywiście Chińczycy uważają że nie jest, że problem rasizmu tu nie istnieje i nie mamy nawet o czym mówić, niech Pan stąd idzie nie ma tutaj co oglądać. Prawda jest jednak zupełnie inna i wie o tym każdy kto do tego kraju przyjechał.
W przypadku osób o ciemnej karnacji jest to rasizm w większości przypadków negatywny. Jest takie założenie pochodzące z początków istnienia Kraju Środka że ludzie o ciemnej karnacji to rolnicy, czyli biedota i są przez to gorsi. Ludzie kompletnie czarni to już w ogóle tragedia i idź pan stąd, no chyba że grasz w kosza, to wtedy zapakuj piłkę. Oczywiście wraz z otwieraniem się kraju to się zmienia, ale te stare wierzenie i stereotypy dalej siedzą w głowach.
W przypadku osób o jasnej karnacji jest dokładnie na odwrót. Rasizm jest w większości przypadków pozytywny. Kobiety chcą mieć bladą cerę bo uznają ją za piękną (solarium w Chinach nie ma co zakładać, tutaj na plaże wychodzi się w masce i długim rękawie by się przypadkiem nie opalić, a kobiety w lato spacerują z parasolem), a jak mi powiedział jeden napotkany Chińczyk Hitler miał rację, biała rasa jest najlepsza. Takie to trochę dziwne, ale tak jest.
Tutaj ten rasizm objawia się tym że ludzie mówią ciągle hello, chociaż często nic innego po angielsku nie powiedzą, tym że się patrzą i różnie reagują gdy się na Nich też zaczyna patrzeć z uśmiechem, niektórzy się uśmiechają, a inni nagle odwracają wzrok (bo większość Chińczyków nie radzi sobie ze starciem bezpośrednim) i tyle. Są też takie mega pozytywne przypadki jak pokazywanie kciuka w górę gdy biegam, pytanie czy nie jest mi za zimno gdy biegam, próby zagadania i wypytania się o coś gdy kupuję, czy też prośby o wspólne zdjęcie, z których właściwie tylko pierwsze i ostatnie można uznać za rasizm.
Tylko tak jak mówię, w większości przypadków jest to pozytywne i nie przeszkadza mi ani trochę. Nawet to gapienie się jak sroka w gnat mnie nie rusza. Co ciekawe, częściej doświadczam tego tutaj niż doświadczałem w Jiawang. Małe miasto małym miastem, ale ludzie tam byli zupełnie inni. A niby to w większych miastach ludzie są tacy nowocześni i obeznani ze światem, że nic Ich nie rusza. Ano na północ od muru to jednak rusza.
Po tym przydługim wstępie pora w końcu do opisania dzisiejszego zdarzenia, które chyba nie jest nawet godne takiego ładnego wstępu.
Wracałem z walmartu, w którym kupiłem deskę toaletową gdyż poprzednia pękła, a przydrożne małe sklepy nie miały i wychodząc z budynku zauważyłem kątem oka człowieka palącego papierosa. Gdy go minąłem usłyszałem głośnym tonem obcokrajowiec i blablabla, normalnie nie reaguję, bo to codzienność jednak, dopiero przy drugim obcokrajowiec i blablabla się obróciłem, zobaczyłem że ów człowiek jest bardzo zdenerwowany, ale poszedłem dalej nie chcąc ryzykować jakiejś awantury. Nie wytłumaczyłbym potem że nic nie zrobiłem więc lepiej nawet nie zaczynać. Gdy krzyk trochę ucichł zatrzymałem się, obróciłem i spojrzałem w stronę człowieka. Był on ewidentnie poddenerwowany i ze złości cisnął w moją stronę jakimś papierkiem po czym odwrócił się na pięcie i sobie poszedł.
Ja sobie też poszedłem, ale jakoś tak dziwnie. To był pierwszy raz kiedy ktoś mnie zwyzywał w Chinach na ulicy i to tak zupełnie bez powodu. Żebym ja sobie jeszcze na to jakoś zasłużył, ale nic z tych rzeczy najzwyczajniej w świecie sobie szedłem. No nic, nie można mieć pozytywnego rasizmu bez rasizmu negatywnego. Nie mam zamiaru robić sobie zdjęć z bananem jak to robili piłkarze ostatnio, ale za to napiję się zielonej herbaty. Z Chin.