Jeden z moich nauczycieli na studiach powiedział że dopiero po przeprowadzce do Polski spotkał się z czymś takim jak osłabienie związane ze zmianą pór roku, bo u siebie w USA nigdy tego nie doświadczył. Ani On, ani Jego znajomi.
Gdyby przyjechał do Chin doświadczyłby tego nie tylko empirycznie ale także widziałby po uczniach. Takiego braku energii nie widziałem chyba jeszcze nigdy. A to początek. Jak tylko zacznie się na dworze robić cieplej, wszystko zakwitnie i wszędzie wokół będą śpiewać ptaszki (czy ja o tym już nie pisałem?) to dopiero będzie katastrofa. I lojalnie o tym swoich uczniów uprzedzam, a Oni tylko kiwają głowami i próbują się rozgadać po angielsku. Topornie Im to idzie, ale kurczę, to jest dopiero pierwszy tydzień, drugie zajęcia, przez 3 tygodnie pewnie słowa po angielsku nie powiedzieli to wiadomo że potrzeba będzie czasu zanim się rozruszają. Zwłaszcza że teraz nie jestem już ‘nowym’.
Mówiłem że piszą gorzej ode mnie. Niektórzy.
Przepraszali mnie za to swoje ‘lenistwo’ i przepraszali, ale ja to rozumiem doskonale i nie mogę oczekiwać że będą jacyś niesamowicie rozgadani. W końcu jedną nogą są jeszcze w nastrojach wakacyjnych a druga już w natłoku zajęć.
Tak ładnie dzisiaj zapozował, ale ogon jak u kota – żyje własnym życiem.
Przysłuchiwałem się dzisiaj tym zajęciom ze słuchania. Bardzo podoba mi się teoria, chociaż to tylko 10 minut, ale nie podoba mi się wykonanie. Dźwięk skacze, raz jest ciszej, a raz głośniej, niektórych głosów nie sposób rozróżnić, a słownictwo jest dla wielu uczniów za trudne, nawet dla tych naprawdę dobrych.
Ciągle sobie powtarzam że to nie są piżamy.
Dzisiaj mieliśmy zajęcia z dziwnymi noworocznymi tradycjami z całego świata i jest taka jedna w Ameryce południowej. Mianowicie tam nosi się kolorową bieliznę, na przykład czerwona symbolizuje miłość a żółta bogactwo i nosi się ją by ściągnąć to do siebie. Strasznie dziwne to nie jest (nie tak jak Duńczycy tłukący naczynia sąsiadom) ale z pewnością nietypowe. No i jeden z uczniów się zapytał:
– A czy oni noszą coś jeszcze oprócz tej bielizny?
– No tak.
– Hmm…przypuszczam że to stamtąd pochodzi Superman.
No w sumie całkiem logiczne, facet ciągle nosił czerwone gatki na wierzchu.
Centrum też może się pochwalić ładnym oświetleniem.
Pora się zbierać bo zostały mi jeszcze jedne zajęcia z klasą numer jeden, a potem pora ruszyć na zakupy. Trzeba w końcu coś do tej codziennej owsianki kupić i jakieś pomidory także by się przydały.
Wieczorny spacer zaliczony, już przed 19 robi się ciemno chociaż jeszcze jest w miarę ciepło. W sam raz do spacerów. Wieczorami w centrum dopiero zaczyna się życie, za to im dalej od niego tym mniej ludzi. Jedynie przy supermarketach toczy się życie. W końcu tutaj to one są największymi skupiskami ludzkimi i to właśnie wokół nich rozstawiają się malutkie ruchome restauracje. Z jednym wyjątkiem. Jest jedna taka ulica przy której nie ma sklepów, ale jest za to dużo bloków i stoi tam kilka przyczep z jedzeniem.
Jeszcze w czwartek stał tu budynek.
A jutro najwyższy czas na bieg.