Opanowały dziś czwarte piętro.
Powiem uczciwie – nie chce mi się dzisiaj pisać notki. Dzisiaj jest tragicznie, a jutro będzie jeszcze gorzej. Nie mam wbudowanej takiego przełącznika z ‘koniec’ na ‘początek’ i potrzebuję trochę czasu zanim się przestawię. Dzisiaj jeszcze nie żegnałem się z dziewiątką, ale jutro będzie to moja pierwsza lekcja i będę się uśmiechał szerzej niż zwykle.
Pożegnałem się dzisiaj między innymi z klasą dziesiątą. Najbardziej zapamiętam to że była to moja pierwsza klasa, z Nimi miałem swoje pierwsze zajęcia we wtorek o 945 kiedy to straciłem słuch i wzrok i to Oni mi pomogli.
Zapamiętam Lucy, o której tak wiele pisałem przez ostatnich kilka tygodni, Jej przyjaciółkę która zawsze Jej pomagała mówić po angielsku, Mickey która mnie zaprosiła do siebie do domu i której mama świetnie gotuje, przewodniczącego który zawsze starał się zmotywować klasę by mówiła po angielsku i wielu innych.
To naprawdę fajna klasa. A Mickey i mój ‘sąsiad’ (bo mieszka budynek obok w 402) powiedzieli że postarają się mnie odwiedzić jeszcze póki będę w Jiawang.
– A potrafisz ugotować coś typowo polskiego?
– Potrafić potrafię, ale tutaj nie mam odpowiednich produktów.
Pożegnaliśmy się też z klasą drugą, chyba moją najlepszą klasą i zostałem rozbawiony do łez gdy wpisano mi się do książeczki po niemiecku.
Urocze to było. To klasa uczniów mega zdolnych, w tym jednego chłopaka o którym rzadko pisałem, ale z którym często rozmawiałem i który dzielił się ze mną swoimi problemami. Powtarzał że jest najmłodszy w tej klasie i nie ma tutaj prawie żadnych przyjaciół. A jednak potrafił się uśmiechać. Przynamniej tyle.
To wyjątkowa klasa, wystarczyło rzucić Im temat a potrafili o nim rozmawiać całą lekcję, zadać pytanie, które ktoś potem zmodyfikował albo odpowiedział tak że ktoś inny się oburzył i można było jedynie patrzeć jak ta kula śniegowa się toczy.
Wyjątkowa klasa której będzie mi brakować.
No i czwórka. Ech…czwórka jest powodem dla którego tej notki nie chciałem pisać i siedzę nad nią już ponad godzinę.
Wiem że będą tęsknić, ja za Nimi też będę, cieszę się że mamy zdjęcia i cieszę się że mogłem Ich uczyć, to wszystko wiem…Tylko przeczytałem coś takiego ‘Mój angielski jest bardzo słaby, ale dzięki tobie lubię ten język’ i większej radości mi nikt nie mógł sprawić. Nie potrafię tego ubrać w słowa na tyle dobrze by oddać co czuję.
Bo radość to tylko składowa, poczucie sukcesu, spełnienia, a jednak i smutku bo to koniec, ale…kurde…to jedne z najpiękniejszych słów jakie może nauczyciel usłyszeć.
Potem poszliśmy sobie jeszcze porobić zdjęcia i zjeść kolację. W stołówce wpadłem na Shawna z którym umówiłem się jutro w ‘trójce’ na lunch. Z Nim też się muszę pożegnać. Z Lawrancem nie miałem okazji, nawet mi na smsa nie odpisał…