Koniec świata…

Często ostatnio pada pytanie: a czy w Chinach też tak wariuję na punkcie tej daty? Nie wiem jak wariują w Polsce, ale sporo uczniów pytało się mnie co o tym myślę i czy w to wierzę. No i Oni, podobnie jak ja, nie wierzą. Aczkolwiek nie wszyscy Chińczycy są tego samego zdania. Niedawno aresztowano 500 (wg. źródeł zachodnich), lub 600 (wg. źródeł chińskich) członków kultu końca świata zwanego ‘Bóg Wszechmogący’, lub ‘Wschodnia błyskawica’. Sekta ma około miliona członków i powstała na początku lat 90-ych.Swoją drogą ciekawe czy 22 grudnia wymyślą nową datę.
Oczywiście rząd chiński ściga ich tak jak ściga wszystkie sekty. Rząd boi się Religii, dlatego tworzy podlegające mu związki wyznaniowe. To taka pozostałość po kulturowej rewolucji Mao, ale chyba nie tylko. Trafiłem niedawno na artykuł w ‘Washington Post’ sugerujący, że partia stara się wyłapywać zagranicznych studentów próbujących przekonać swoich chińskich kolegów i koleżanki do chrześcijaństwa. Artykuł sugeruje że partia widzi w religiach Zachodu zagrożenie dla ustroju Państwa. Tak jakby Chrześcijanie nie mieli w Chinach już wystarczająco ciężko. Związek wyznaniowy uznawany przez Państwo nie jest uznawany przez Watykan, a księża uznawani przez Watykan są ścigani przez Państwo. To nie jest jakiś tam książkowy konflikt pomiędzy miłością do kraju a wiarą w Boga, to coś z czym Chrześcijanie tutaj mają codzienny kontakt. Codzienne wybory i ich konsekwencje.
No dobrze. Koniec  świata przełożony na kolejną intrygującą datę.

Z rana poszedłem biegać i jak zaplanowałem tak pobiegłem, czyli w stronę nowego centrum. Po drodze trochę pokombinowałem, wyszło trochę ponad 13 kilometrów, ale gdyby nie złapała mnie mżawka na 9 to dokręciłbym jeszcze z 2-3, a tak nie chciałem biegać w zimnie i deszczu. To jest dla mnie najgorsze połączenie. Zimno – nie ma problemu, klasnąć kilka razy, krzyknąć jakiś przecinek i ruszyć do biegu, deszcz to także żaden problem, deszcz jest wręcz tak daleki od problemu jak ja od Domu teraz. Za to deszcz i zimno to nie wiatr, bo wiatr przeszkadza, a zimno i deszcz wywołuje choroby, a tego muszę unikać jak ognia.

Przerwa by pójść po owoce, w końcu mamy piątek.
Pierwsze wyjście nieudane, druga próba za godzinę.

I kolejny dzień minął niezwykle leniwie. No dobrze, nie do końca bo powtarzałem słówka, no i miałem też małą awarię telefonu. Znaczy nagle przestał wysyłać smsy. Mając w głowie to co powiedziała Lidia we wrześniu ‘możemy za darmo wysyłać do siebie smsy i dzwonić do siebie’ pomyślałem że może po prostu muszę co jakiś czas doładowywać konto (no bo umówmy się, do aż tylu osób nie piszę i nie dzwonię by wydać to ile wpłaciłem), ale jak powiedziała Lidia – nie. W takim razie smsy i rozmowy z Lidią są płatne. I tak koszt utrzymania telefonu tutaj jest dla mnie nieporównywalni niższy od tego w Polsce.

Przy każdej dzisiejszej próbie wyjścia z domu byłem atakowany przez psiaka. Nie nazwałem go jeszcze i prawdę mówiąc nie nazwę, bo nie chcę mu robić sieczki z mózgu. Tak jak początkowo szczekał na mnie tak teraz przybiega, merda tym swoim malutkim ogonkiem i chce się bawić. Próbuje szczypać tymi kiełkami rękawiczki i widać że to szczeniak. Z rodzicami, babcią, znajomymi mogę rozmawiać. Nie ma problemu. Mogę popatrzeć na zdjęcie roweru i powspominać jak się na nim dobrze jeździ, ale ten psiak przypomina mi jak bardzo brakuje mi Aki. Aki, która sprawiła że w czasie jednego z biegów czułem się jak Justyna Kowalczyk. Dlaczego? Jak zapewne wiecie Justyna trenuje z dodatkowym obciążeniem w postaci opony samochodowej. Ja razu pewnego poszedłem biegać z Aki do parku i biegamy już 50 minut, więc pora wracać (nie można psiaka przemęczać) gdy czuję że biegnie mi się coraz trudniej, każdy krok coraz wolniej, więc jeszcze mocniej naciskam, daję z siebie jeszcze tych kilka procent (bo co to jest takie 50 minut spokojnym tempem) i patrzę w prawo by zobaczyć jak tam Aki się trzyma, a ta wcale się nie trzyma, wręcz przeciwnie – leży. Zaplątała się w smycz i przewróciła a ja ją ciągnąłem. Ona dzielnie się nie odzywała jedynie spojrzała na mnie oczami mówiącymi ‘dlaczego…?’. Zatrzymałem się, odplątałem bidulkę, obejrzałem czy niczego sobie nie obtarła, ale to twarda bestia, więc do domu dobiegliśmy razem bez przeszkód. A teraz słyszę że przytyła strasznie. No bo nikt z nią nie biega i smutno psinie.

Widzicie na zdjęciach ten brązowo czerwony worek obok roweru? To psie legowisko w piwnicy. Trochę to przerażające, ale widać tak musi być. Co ciekawe, tutaj nie ma bezpańskich psów, koty widuję tylko w pobliżu domów, a o gryzoniach już wspominałem. Jest takie powiedzenie ‘jedz wszystko co lata i nie jest samolotem i co ma cztery nogi a nie jest stołem’. Może dlatego szkrab biega z dzwoneczkiem? I teraz mnie olśniło dlaczego szkraba nie widzę wieczorami – bo wtedy jest w domu razem z ‘właścicielami’, a gdy Oni wychodzą do pracy/szkoły szkrab idzie na dwór by domu nie zapaskudzić.