I niezbyt mi to odpowiada bo chciałem dzisiaj pokręcić kółka nad jeziorem, a jak będzie mokro to nic z tego nie wyjdzie…Za to może jutro…
Wczoraj pojechałem, bo co to za problem wjechać na górę, cztery kółeczka i postanowiłem wracać…’hej, a może zamiast znowu wspinać się pod górę pojadę tak jak tydzień temu’ I skręciłem na skrzyżowaniu w drogę która nie jest górzysta. Nie jest też oświetlona. A lampki nie wziąłem bo ‘po co lampka, skoro pojedziemy pięknie oświetloną drogą’. Na szczęście nie stało się nic strasznego, ale jeszcze kilka takich powrotów i przyjdzie mi kupić noktowizor. W sumie…
W każdym razie dzisiaj kończę któryśtam tydzień i zostały mi jeszcze dwa…nie mam pojęcia na ile zajęć to się przekłada. Może 4 w każdej klasie, może mniej…Chiny…Rozmowa z Brigitte:
– Bart, to wracasz?
– Tak.
– A gdzie będziesz pracować?
– Nie wiem…
– Ty nic nie wiesz…
– To akurat wiem i to jest prawda.
Chiny.
I z Wendy:
– Możesz zapytać się Lydii (w domyśle o plan zajęć)
– Tylko że nie wiem gdzie ona jest.
– To nie ma jej w gabinecie?
– No nie zawsze.
– Jest bardzo zajęta.
– Tak, bardzo zajęta.
– To co robisz gdy jesteś sam w gabinecie?
– Uczę się chińskiego, piszę pamiętnik, czytam.
– Nie nudzi ci się?
– Ani trochę.
Od Brigitte macie też część dzisiejszych zdjęć, bo dorwała aparat i zaczęła chodzić po klasie. Nie tylko mi podobają się te wiszące na kratach parasole.
Ach ta klasa dziewiąta. Świetne dzieciaki. Dostałem od Li Yao Yao prezent dzisiaj. Skarbonkę. Nie wiem jak ją do Polski wezmę, ale coś będę musiał wykombinować.
Właśnie się też dowiedziałem od asystentki, która zaprosiła swojego znajomego do oglądania zdjęć w internecie, że przyjdzie znowu właścicielka mieszkania z kolejnym potencjalnym kupcem. Tylko tym razem Lydia jest tak zajęta, że nie przyjdzie z nią.
– Wracasz na lunch do mieszkania?
– Nie.
– Bo właścicielka dzwoniła i chce pokazać mieszkanie kolejnemu chętnemu.
– No to wracam.
I w dalszym ciągu nie wiem czy będą zajęcia w weekend. Chociaż wiem. 2 tygodnie do końca a coraz więcej rzeczy mnie irytuje. Ostatnia prosta, uśmiech na usta i do przodu.
A potem, tak zupełnie nagle, przyszła Brigitte i już się przestałem denerwować.
Na obiad się dzisiaj wykosztowałem bo kupiłem chlebek pod domem i mięso także pod domem. Do tego kalafior, masa oleju i nie czuć różnicy czy w domu czy na ulicy w restauracji. W końcu odkryłem ten tajemniczy składnik dzięki któremu tu wszystko jest takie dobre. Olej. Olej i jeszcze raz olej. A jak za mało to sól. A potem nadciśnienie u ponad połowy mieszkańców.