Styczeń ’14

Cień

Wstałem rano bez pomocy budzika. To takie niecodzienne. Zazwyczaj nie potrafię się bez niego obejść. Jesteśmy niczym papużki nierozłączki. Znaczy ja jestem, bo nie potrafię żyć bez niego, mój budzik natomiast potrafiłby żyć beze mnie, budzikowi w końcu nie robi różnicy kogo budzi. Mój mnie nawet specjalnie nie lubi bo czasem mnie nie obudzi na czas.
Właściwie to mu się nie dziwię, też bym nie lubił kogoś kto mnie bije i wyzywa każdego poranka, a wieczorem zasypia z nienawiścią sycząc groźby pod moim kątem. Też wolałbym to olać i robić jak najwięcej szkody byleby tylko ten ktoś się mnie pozbył lub znalazł mi towarzystwo. Bycie jedynym budzikiem musi być dość frustrujące, ani z kimś pogadać, ani gdzieś wyskoczyć, a jak tylko się odezwiesz to ludzie na ciebie krzyczą.
Myśląc o mojej relacji z budzikiem spojrzałem na niego, ale on wydawał się być niewzruszony moimi myślami, mimo wszystko musiałem go wyłączyć by nie zadzwonił gdy za chwilę będę się mył. Kolejny powód do nienawiści, nawet nie może się taki budzik odezwać, spełnić swojego obowiązku. To nie jest życie dla każdego.
Wstałem, na stopy niechętnie wsunąłem papcie, w końcu podłoga wcale nie jest brudna, ani zimna, ale z dzieciństwa najbardziej zapamiętałem złowrogie spojrzenia i groźby rodzinnej starszyzny gdy nie nosiłem papci.
Snując się jeszcze w oparach snu dotarłem do łazienki, ale coś było nie w porządku. Wzruszyłem tylko ramionami i zrzuciłem to na karb zbyt wczesnej pobudki. Jednak gdy zacząłem myć zęby to nieprzyjemne uczucie wróciło. Wróciło i było jeszcze mocniejsze. Czułem się dziwnie nieswojo, pusty, a zarazem lekki, ale w żadnym wypadku nie wolny, czułem że coś jest nie w porządku, że coś wzywa mnie do sypialni, do łóżka i to mocniej niż zazwyczaj. To nie było zwykła chęć na kolejną poranną drzemkę, to było coś innego. Trzymając jeszcze w zębach szczoteczkę wróciłem do sypialni, spojrzałem na łóżko i zrozumiałem.
Cień się jeszcze z łóżka nie wygramolił.

Zabrudzony

– No i co się znowu tak wybrudziłeś?!
– Mamo…z kolegami się bawiłem…
– Co z tego?! Znowu jesteś cały upaćkany. Jak to tak?
– No ale…
– Ty wiesz jak to źle o mnie świadczy?
– Mamo…
– Będą gadać że o ciebie nie dbam, że brudny chodzisz. A ty masz przykładem świecić!
– Mamo…no…
– Czekaj, czekaj, jeszcze mówię.
– …
– Rozbieraj się i do mycia, ale już!
– Nie chcę się myć!
– Nie dyskutuj! Jesteś brudny! Co sobie ludzie pomyślą gdy cię zobaczą?!
– Nie zobaczą przecież bo jestem brudny!

Życie małych gwiazd naprawdę nie jest tak proste jakby się mogło wydawać.

Nieuleczalny smutek

Ten dzień zaczął się zbyt wcześnie. Budzik wyciągnął mnie z kolejnego snu wcześniej niż powinien. A był to kolejny przyjemny sen, takie wspomnienie we mnie zostało. Ostatnio mam same przyjemne sny, które zapominam o poranku. W głowie zostaje tylko wspomnienie tego że był to przyjemny sen i więcej mi właściwie nie potrzeba.

Wyszedłem na dwór i pierwsze co poczułem to zimno. Uderzyło mnie tak jak jeszcze nigdy. Pierwszy raz trząsłem się z zimna. A potem z oczu poleciały mi łzy. Spływając powoli po policzkach zamarzały na końcu drogi.

W autobusie łzy w końcu przestały płynąć. Widziałem jak ludzie na mnie patrzyli szukając moich oczu. Pierwszy raz przyglądali im się nie dlatego że są niebieskie, ale dlatego że są czerwone.

W klasie znowu popłynęły mi łzy. Aż jedna z uczennic powiedziała:

– Woda, oczy…

– Tak wiem.

Spróbowałem się uśmiechnąć, ale popłynęło ich jeszcze więcej.

– Dlaczego?

– To jest nieuleczalny smutek, który siedzi wewnątrz mnie i czasem się pojawia. Czasem coś go wypycha na powierzchnię niczym gumową kaczkę w wannie. Nie mogę z nim nic zrobić, nauczyłem się z nim żyć, ale kontrolować go nie potrafię, w końcu na katar nie wynaleziono jeszcze lekarstwa. 

Zimowy deszcz

Chmury przesuwały się leniwie po niebie. Sunęły ospale niczym olbrzymie krowy na wielkim pastwisku. Zatrzymywały się od czasu do czasu by, zdawać by się mogło, przyglądać się temu co dzieje się na ziemi, a po chwili ruszały w dalszą drogę.  Coś jednak niepokojące działo się z tymi chmurami, wydawały się być inne jakieś takie…nietypowe jak na zimowe niebo.

Przesuwały się powoli, spokojnie, czasem kryjąc się za co większymi chmurami, aż w końcu się zatrzymały. Stały w miejscu i wydawać by się mogło że na coś czekają bo chociaż inne chmury przypływały i odpływały tak te stały w miejscu niewzruszone nawet najpotężniejszym wiatrem który większe chmury od nich przesuwał bez problemu.

Po chwili wszystko to się wyjaśniło. Z tych niecodziennych chmur zaczął padać deszcz. Spokojnie, kropla po kropli, nie była to w żadnym wypadku ulewa, ani żadne oberwanie chmury, nic więcej jak mały deszcz.

I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, a chmury nie byłyby ani trochę nietypowe gdyby nie to że właśnie panował środek zimy. Cała okolica była skuta lodem, przykryta śniegiem, słońce nie wychylało się zza chmur od dobrych kilku dni a rtęć na termometrach zatrzymywała się grubo poniżej zera.

Z chmur padał jednak deszcz. Padał jednak tylko w jedno miejsce. Zimowy ogródek małej dziewczynki która ‘zasadziła’ w nim marchewki dla swoich królików.

Papierowy księżyc

Okłamali nas.
Powiedzieli że wysłali człowieka na księżyc, ale to kłamstwo. Księżyc jest z papieru. Jest niczym papierowa kulka zrobiona prze kosmicznego giganta. Przyglądamy się mu i podziwiamy jednocześnie zastanawiając się jakie tajemnicze kryje i dlaczego ma tyle kraterów. To oczywiste! To kratery z papieru. Jak i cały księżyc, to są wszystko rogi i zniekształcenia.

Księżyc w pełni wydaje się taki zadowolony, szczęśliwy i sprawia wrażenia jakby się uśmiechał. Oczywiście, bo to zupełnie nowy księżyc, nowy księżyc z nowego papieru z nowymi kraterami, które może i wyglądają dla nas tak samo, ale to dlatego że nie mamy porównania  z innymi księżycami i nie potrafimy dostrzec tych subtelnych księżycowych różnic.
Dlatego rogal księżycowy dochodzący do pełni wydaje się szczęśliwy, bo wie że wkrótce stanie się pełną księżycowo papierową kulką. Księżyc po pełni wydaje się smutny bo spala się…wie że musi odejść i zrobić miejsce dla nowej księżycowej kulki.

Dodaj komentarz