Tydzień dwudziesty siódmy

Pierwszym biegiem w tym tygodniu była szybka trzynastka w poniedziałek, która chociaż na obolałych udach to weszła bardzo spokojnie, szybko i na bardzo dobrym tętnie. To mnie bardzo negatywnie zaskoczyło, bo tak szybkiej regeneracji się nie spodziewałem a ona mogła oznaczać, że nie dałem z siebie wszystkiego dzień wcześniej.

Za to co czułem we wtorek sprawiło, że zmieniłem zdanie. Wycierpiałem szesnaście kilometrów, ale było to naprawdę szesnaście kilometrów cierpień. Tempo porządne, ale niewspółmierne do tętna i tego paskudnego uczucia palenia w udach. Było w tym tyle męki, że postanowiłem zmienić plan i poświęcić ten tydzień na regenerację, bo takiego bólu w czasie biegu nie czułem od dawna.

Środa to był czas regeneracji i zaraz pierwszy dzień w roku, w którym nie robiłem ani ćwiczeń dodatkowych ani nie biegałem.

Czwartek to spokojna dwunastka.

Piątek zresztą też.

Z jednej strony martwię się, że tak mało w tym tygodniu biegam, ale czuję, że muszę się zregenerować i lepiej odpuścić niż przesadzić. Nawet Fartleków nie robiłem, ale to jest coś co poprawię w przyszłym tygodniu, będzie tam trochę szybszych kroków do zrobienia, żeby włókna mięśniowe trochę pobudzić.

Sobota to dokładna pod względem tempa i tętna kopia piątku, z tą różnicą, że zrobiłem Fartlekowe schody do 60 szybkich.

Podsumowanie tygodnia:
Łączny dystans biegów 66 kilometrów
Łączny czas biegów 5:15
Średnie tempo 4:46
Czas ćwiczeń dodatkowych to 4:01

Co było dobre w tym tygodniu?
Regeneracja.

Co jest do poprawy?
Taktyka.

Obawy?
Nie ma obaw.

Ciekawostka z tego tygodnia
Bez ciekawostek – pełne skupienie

Zdjęcie z Dąbrowy