饼
Czyli bing, nie mamy za bardzo w Polsce odpowiednika, ale od biedy można to porównać do tortilli, czy naan. Oczywiście zależy od rodzaju, bo niektóre bardziej przypominają ciastka.
Bing to po prostu ogólne słowo oznaczające produkt spożywczy na bazie mąki pszennej. W Polsce powiedzieliśmy chleb a potem zaczęlibyśmy rozróżniać czy chodzi o żytni, razowy, tostowy, z ziarnami, bezglutenowy i tak dalej.
Jedynym wymogiem dotyczącym wszystkich bing jest to że musi być okrągły. Oczywiście potem można go pociąć, ale swoje życie rozpoczyna na okrągło.
Oczywiście rodzajów jest kilka. To Chiny, więc nie da się inaczej. Bing może być zarówno bez nadzienia, tak jak na przykład jest to w Xinjiang gdzie co najwyżej posypie się go sezamem (pycha są te muzułmańskie chlebki, pycha), czy w Shaanxi gdzie smak smaży się go na głębokim oleju (u June w wiosce tak robili, rany jakie to było dobre), może też być płaski ze świeżą cebulą, albo pulchny z różnymi wkładkami. I tak, ten na zdjęciu poniżej ma wkładkę z kapusty.
Oczywiście jest pyszny. Aczkolwiek to jest zdjęcie z zeszłego tygodnia, ten w tym tygodniu już taki dobry nie był.
Także niektóre się piecze, niektóre smaży, niektóre smaży na głębokim oleju, ale rzecz jest taka że na północy jest ich więcej. Dużo więcej niż na tym odległym południu.
Ogórek kiwano
Nazwa łacińska to cucumis matuliferus, zwany także rogatym melonem, afrykańskim rogatym ogórkiem/melonem, melonem galaretowym, żywopłotową tykwą, melano, czy też owocem nadymką.
Jednoroczne pnącze z rodziny ogórkowatych. Owoc ma, co widać na zdjęciu, ciernie przypominające rogi. Dojrzały powinien mieć żółtą/pomarańczową skórkę, oraz zielony, przypominający galaretkę miąższ.
Wywodzi się z Afryki, a obecnie hoduje się go w USA, Chile, Australii i Nowej Zelandii.
Jest jednym z głównych źródeł wody w czasie pory suchej na pustyni Kalarahi. W północnych rejonach Zimbabwe nazywa się go gaka lub gakachika i jest przede wszystkim dodatkiem do sałatek i jako przekąska.
W smaku przypomina połączenie ogórka i cukinię, lub ogórka, cytrynę i banana. Dla poprawy smaku można dodać soli lub cukru.
Prawdę mówiąc to bez cukru się tego zjeść nie dało, znaczy dało, ale smaku w tym nie było za grosz. Kiepskie i nie polecam, chociaż może w Afryce będzie lepsze.
Szpital
Jedna z kilku nowych ulicznych śniadaniowych restauracji.
Byliśmy z June w szpitalu w środę celem zrobienia najprostszego możliwego badania krwi z rozmazem. Na szczęście znalezienie nazwy badanie krwi z rozmazem po chińsku nie było aż tak trudne jak się początkowo spodziewałem (jeżeli kiedykolwiek będziecie musieli szukać rzeczy bardziej medycznych i translatory się wyłożą to szukajcie na różnych wersjach językowych Wikipedii, tam na 99% wtopy nie będzie).
Także tak…najpierw spróbowaliśmy się zarejestrować drogą komputerową. Bo w tym konkretnym szpitalu są ustawione komputery (podobno w całym Xiamen są) połączone z systemem kart, które dostaje każdy pracujący w mieście, i właśnie za pomocą tej karty można dokonać rejestracji.
Karta June nie działała, ale sądząc po tym ilu ludzi stało w kolejkach do ręcznej rejestracji, a ilu przy komputerach to nikomu nie działała.
Popołudniowy powrót do domu nie może odbyć się bez wizyty na ekspozycji skuterów
Po zarejestrowaniu się udaliśmy się na drugie piętro, będące w moim odczuciu pierwszym, ale Chińczycy jak i Amerykanie nie uznają parterów więc niech będzie że drugie, tam odstaliśmy jakieś pół godziny w kolejce i zarejestrowano nas po raz drugi, tym razem już na konkretne badania, przy okazji podjęto próbę sprzedania nam dodatkowych badań, ale że nie były nam potrzebne to po trzech minutach drugi gabinet z rejestracją opuściliśmy.
Okazało się że na badanie krwi June ma za mało pieniędzy na karcie i musi dopłacić, na szczęście w szpitalach są piękne wpłatomaty, także wpłaciła pieniądze i mogliśmy ruszyć do trzeciej kolejki, tym razem kolejki właściwej do pobierania krwi. Kolejne 10 minut, a to tylko dlatego że June stanęła w kolejce dla nagłych wypadków, bo gdyby stała w normalnej to zajęłoby to minimum pół godziny.
Zawodowi żebracy. Co weekend przed tym samym sklepem.
Krew pobrali, wydali kwitek i pierwszy pozytyw: wyniki miały być już za 30 minut do godziny. Były za minut 40, a odbierało się je przesuwając kwitek z kodem kreskowym pod skanerem który był podłączony do komputera z drukarką. Gdy tylko wyniki były dostępne na ekranie pojawiała się odpowiednia informacja a wyniki samoczynnie się drukowały. Także nie było aż tak strasznie.
Mleko
W Chinach jest generalnie rzecz biorąc trudno dostępne i drogie, przynajmniej mniejszych miejscowościach. W Jiawang miałem z tym problemy i były miesiące gdzie zamiast z mlekiem miałem owsiankę z jogurtem na śniadanie, głównie z powodu mojej nieuwagi, ale jednak.
Rozorana ulica, a co za nią? Dowiemy się jak ją naprawią.
Kupno normalnego mleka jakie my znamy jest bardzo trudne bo te Chińskie są jakieś takie inne i trzeba się ratować mlekiem z zagranicy, podobnie jest zresztą z wszystkimi innymi wyrobami mleko pochodnymi czyli serami, jogurtami, czy śmietaną. Ja z tym jakiegoś wielkiego problemu nie mam, mógłbym żyć na tych chińskich produktach i przez trzy lata żyłem. Aż pewnego dnia wpisałem na taobao 波兰牛奶 czyli polska mleko, bo robienie z tego polskie mleko nic by mi nie dało, a jedynie wyszukiwanie mogłoby zakłócić. No i znalazłem od strzału.
Najlepsze w tym wszystkim jest to że importowane mleko z Polski jest tańsze od tych Chińskich wymyślanych produktów mlecznych.
Pogoda
Pogoda jest fantastyczna. Chłodno z rana i biega się super. Potem co prawda robi się gorąco, duszno, wieczorami pojawiają się burze, ale gdy się wychodzi biegać to jest fantastycznie. Bez porównania lepiej niż rok temu. Chciałbym powiedzieć że w tym roku lepiej się zaaklimatyzowałem, ale byłoby to kłamstwo bo rok temu było przeraźliwie gorąco i parno, a w tym roku jest tak przyjemniej do życia.
Namioty z rodzicami
Skoro ostatnio pierwszaki pojawiły się w szkolę to kilka słów o takim nowym zjawisku.
Nazywa się ono爱心帐篷, czyli ‘namioty miłości’. Nie no poważnie, ‘namioty miłości’, bardziej dwuznacznej nazwy nie mogli sobie wymyślić.
O co chodzi?
W Chinach rodzice są niezwykle mocno zaangażowani w życie swoich dzieci, o matkach tworzących godzinne plany zajęć dla pięciolatków nie ma co pisać bo to patologia, ale taki przykład z życia: June ma dostać nowego ucznia, ale zanim go dostanie matka owego ucznia oczekuje że June prześle Jej swój życiorys z wyszczególnionym doświadczeniem i wykształceniem, słowem wybadać.
Jak to się ma w końcu do tych namiotów miłości?
Rodzice przyjeżdżają ze studentami na uniwersytety i zostają tam przez jakiś czas by pomóc się dzieciom zaaklimatyzować, a że taki rodzic nie ma za bardzo gdzie spać bo hotele w okolicy mają tylko ograniczoną pojemność to często śpi na ławce, albo jakiś pudłach, albo z dzieckiem w łóżku. A teraz, w niektórych szkołach, już nie! Teraz szkoły otwierają pola namiotowe wewnątrz sal, najczęściej na terenie sali sportowej i pozwalają tam rodzicom spać.
Oczywiście podnoszą się głosy mówiące że to jest rozpieszczanie dzieciaków do niepojętej potęgi, co nie jest jakoś dalekie od prawdy, w końcu to są osoby dorosłe które muszą się swoim życiem w końcu zająć, ale jest też druga strona medalu.
Dla tych rodziców to ostatni moment by spędzić ze swoimi dziećmi trochę czasu, a także okazja by poznać uniwersytet i miasto w którym ich dziecko zamieszka. Jest to także okazja na wycieczkę by trochę lepiej poznać swój kraj.
Czasem trzeba znaleźć swój cichy kącik
Jak widać nie tylko hipsterzy dbają o zarost.
Strażnik parku
Chwila spokoju przed burzą
W trzy osoby na skuterze to jeszcze nie problem.