W Chinach zima zaczyna się w okolicach 7-go listopada. To wtedy przypada ten pierwszy solarny okres zimowy. Pierwszy z sześciu, czyli niby już zima, ale jeszcze nie ma aż tak źle. Ten koniec jesieni da się już odczuć. Przede wszystkim patrząc na owoce dostępne w sklepach. Coraz mniejszy wybór, coraz mniej pomelo, winogron, durian coraz droższy a coraz więcej gruszek i mandarynek. Temperatura też spada, co nie znaczy że jest chłodno. Bo przy 23 stopniach nie można mówić o chłodzie. Jest bardzo przyjemnie, ale porównując to do temperatur sprzed miesiąca czuć że jest chłodniej. Ot taki okres przejściowy.
Brakuje mi roweru i zwiedzania okolicznych terenów na rowerze, ale że zakładam iż do maratonu mnie przyjmą to biegam coraz dłuższe dystanse i powolutku odkrywam okolice. Oczywiście biegam w kółko tak żeby wrócić do domu, ale już raz zdarzyło mi się przypadkiem wydłużyć trasę bo wolałem się wrócić niż szukać drogi, a za innym razem posiłkowałem się mapą. No i dzięki tej mapie dowiedziałem się że mam ładną osiemnastokilometrową pętlę wokół zbiornika wodnego tuż za blokiem.
Raz dobiegłem też na wyspę, ale przyznam się uczciwie że wcale mi się ten biegł nie podobał bo trzeba było się przez trzy kilometry tłuc po estakadzie, na chodniku, przy całej kawalkadzie samochodów. Hałas był wtedy przeokrutny.
Problemem z bieganiem według mapy jest taki że nie wszystkie drogi są na nich pokazane. A może inaczej, drogi nawet i mogą być pokazane, ale nagminnie zdarza się że chodniki są niezdatne do użytkowania bo są pozastawiane czy to samochodami czy znakami ostrzegającymi o dziurach, lub też są rozkopane. To strasznie wybija z rytmu, więc chociaż lubię pobiegać by znaleźć nowe trasy to robię to raz w tygodniu w trakcie wycieczek biegowych, inaczej zwariowałbym od tych ciągłych zmian rytmu. A tak, ten jeden dzień w tygodniu kiedy człowiek nie musi martwić się zajęciami można wyjść spokojnie pobiegać, zgubić się w czasie biegu, dać wybić się z rytmu, potem znowu się w nim odnaleźć i znowu zgubić i nie ma w tym nic złego bo na końcu drogi i tak czeka naleśnik. Lub nie czeka, bo chyba mi się przejadły.
Za to może czekać pomelo, chociaż to też już pewnie nie za długo.