Sobota w Jiawang

Jest coś niezwykle poruszającego w ludziach spędzających czas samotnie na otwartej przestrzeni. Podobno jest nawet coś poruszającego w ludziach spędzających czas w ogóle samotnie. Ciężko mi to ocenić bo nie byłem świadkiem takiego zjawiska, ale tak podobno jest. Takie podglądanie samotności, lub pozornej samotności zmusza do przemyśleń, nawet jeżeli nie autorefleksji to przynajmniej chwili refleksji. Patrząc na kogoś kto siedzi samotnie najczęściej myślimy że jest samotny i w konsekwencji smutny. Tak jakby samotność i smutek były nierozerwalnie połączone. A przecież tak wcale być nie musi. Przypomina mi się gdy Ruby powiedziała jak jedna z jej uczennic widziała mnie siedzącego na ławce i pomyślała że muszę być bardzo samotny bo siedziałem sam i to bardzo długo. Wygląda na to że w Chinach nie możesz nawet rozwiązywać sudoku nie będąc podejrzanym o bycie samotnym i smutnym. Tutaj nie ma chwili wytchnienia od ludzi. Nawet w Jiawang, malutkiej mieścinie godzinę drogi do średniej wielkości miasta, miejscu typowo rolniczym, pełnym pustych budynków, mało ruchliwych dróg i pól nie można liczyć na chwilę samotności. Ciągle ktoś się przewija. To nie jest park o 7 nad ranem, to nie jest park o 3 w nocy, to nie jest park o 9 rano w zimie gdy nie ma nikogo tylko ja i droga. Nawet ślady na śniegu są tylko moje. Tutaj zawsze ‘ktoś’ jest. Dlatego dzisiaj tak bardzo poruszył mnie ten Pan siedzący w małym parku na tym składanym taboreciku. Siedział i patrzył przed siebie. I można sobie pomyśleć że siedział tam samotny i smutny bo umarła  Jego żona, dzieci się wyprowadziły i został teraz sam jeden na świecie więc przychodzi do parku gdzie kiedyś razem z Nią przychodzili na spacery bo było to miejsce pełne  ciszy, w tych burzliwych dla nich dniach gdy uciekli od swoich rodzin by potajemnie wziąć ślub po tym jak zakochali się w sobie gdy On stał przy drodze sprzedając ziemniaki a Ona przejeżdżała obok na rowerze. A może zamiast tego przychodzi tam by uciec od domowych obowiązków, które w Chinach przypadają kobietom a dzisiaj akurat nie miał ochoty pójść na ryby. Tylko właściwie to dlaczego nie miałby tam siedzieć i czekać na swoją żonę z którą się umówili że spotkają się w miejscu w którym poznali się wiele lat temu i urządzą sobie piknik na trawie łapiąc promyczki grudniowego słońca? Każda wersja jest równie prawdopodobna.

To teraz trochę o tym jak mi mija sobota. A dziękuję dobrze. Poleniłem się do 12, chociaż to nie do końca prawda bo w końcu wziąłem się za rozpisanie planów do końca mojego pobytu w Chinach i mam to z głowy. Zostało mi już tylko sześć tygodni, czyli dwanaście zajęć. Mało, bardzo mało. A poza tym posprzątałem. Po tym jak tydzień temu olałem sprzątanie w związku z moim kiepskim samopoczuciem w tym tygodniu wyczyściłem podłogi na błysk. Biegać nie poszedłem, postanowiłem dać sobie trochę luzu i zastanawiam się kiedy pójść biegać. Czy lepiej wyskoczyć w poniedziałek po zajęciach czy we wtorek pomiędzy nimi. Wtorek rano odpada zupełnie.  A może…Ale raczej między zajęciami.

Po lunchu, niezwykle ostrym swoją drogą czyli Chińska przyprawa dała radę, poszedłem na spacer. Postanowiłem też wstąpić do sklepu i dokupić orzeszków i kupić wkładki do butów. Nie spodziewałem się kupić swojego rozmiaru i oczywiście nie kupiłem bo nie było. Mam za to krótsze więc palce, albo pięty, będą trochę wystawać, ale z tym mogę żyć.

Tak spacerując po Jiawang natrafiłem na tego psiaka marznącego na dworze. To ten sam który parę tygodni temu tak uroczo ‘pozował’. Strasznie mi go żal bo biedak aż się trząsł z zimna. Nogi dzisiaj zaniosły mnie do nowego centrum gdzie odbywała się promocja czajników elektrycznych i ta Pani na scenie wiła się we wszystkie strony, ale nie śpiewała.

‘Odnalazłem’ także kościół, przed którym Pani uderzała w bębenek.

Idąc dalej trafiłem na taką bramę koło której przejeżdżałem kiedyś, ale tym razem postanowiłe ją przekroczyć i odnalazłem malutki park. Początkowo chciałem przez niego przejść i wyjść na prostą drogę do domu. Niestety po drugiej stronie parku znajdował się mur za którym płynęła rzeka więc nawet gdybym go przeskoczył to nic by mi to nie dało. Obszedłem więc park i dochodząc do wyjścia natrafiłem na tego Pana który mnie tak poruszył.

Tak chodząc po tym olbrzymim placu budowy który na mapie widnieje jako Jiawang natrafiam czasem na drzwi. Drzwi oczywiście są zamknięte, stoją w murowanym ogrodzeniu za którym powinna być budowa, ale nawet jeżeli za ogrodzeniem jest budowa to co jest za drzwiami? Dlaczego zniszczono budynki i zostawiono drzwi? Bo te drzwi prowadzą do czegoś innego niż to co kryje ogrodzenie.
Przez ogrodzenie możesz  przeskoczyć możesz sprawdzić co jest po drugiej stronie wystawiając rękę i robiąc zdjęcie, albo chociażby podciągając się i patrząc, ale drzwi? Nawet jeżeli spojrzymy przez dziurkę od klucza lub szparę w drzwiach to czy zobaczymy to co jest naprawdę za nimi? To co zobaczymy będzie jedynie częścią prawdy, niczym więcej jak wycinek rzeczywistości, jej maleńki fragment. A gdy je otworzymy to wszystko co jest za nimi przestanie być tajemniczą i stanie się rzeczywistością. Tylko wtedy pojawia się pytanie, kto tak naprawdę jest po drugiej stronie drzwi…

Zdjęcia z kolacji nie ma bo chociaż ją zjadłem to jej nie przygotowałem. Ot wyjąłem paczkę kiełbasy z sezamem i zjadłem. Do tego jeden kawałek tofu i już. Za to jutro będą zdjęcia bo jutro tofu będzie przygotowane. Mam nadzieję że dzisiejsze zdjęcia psów wynagrodzą Wam ten brak pożywienia.