Mój szef jest dla mnie bardziej ideą niż czymś prawdziwym. Podobno widziałem Go będąc w Pekinie, podobno nazywa się Huan, podobno Luna jest asystentką, podobno jadł dzisiaj lunch z dyrektorem…Jest wiele ‘podobno’, ale mało jest konkretów. Prawdę mówiąc uważam że im mniejsza jest Jego ingerencja w moje życie i proces nauczania tym lepiej dla mnie. Na nauczaniu się nie zna, podobno więc się nie wtrąca. Ma za to ludzi którzy się wtrącają. Dzisiaj podobno przyjechał do szkoły razem z Luną i Susan. Podobno bo Go nie widziałem. Spotkałem się za to z Luną i Susan, która to wparowała na zajęcia do klasy 11 i przyglądała się im z tyłu. Jedna z moich ulubionych uczennic, ta która chce zostać nauczycielką angielskiego, zapytała się mnie po cichu kto to jest, więc przyznałem zgodnie z prawdą że nie mam pojęcia. Dopiero potem Lydia uświadomiła że to Susan. No tak, Susan. Jakże mógłbym zapomnieć.
Także poszliśmy razem na lunch. Spróbowałem kurzą stopę, ale prawdę mówiąc odpuściłem bo to jednak nie miało żadnego konkretnego smaku, za to da się zauważyć że wraz ze wzrostem ilości imbiru w sklepach wzrasta jego udział we wszelkich możliwych potrawach. Do wykarmienia było pięć osób, bo jeszcze Pan Taksówkarz, a i tak jeszcze zostało. Wziąłem więc, bo co się ma zmarnować. I wszamałem na kolację. Pierwszy raz od kilku tygodni zjadłem kolację bo byłem głodny. Niesamowite…
Różne części z kuraka, różne części ze świni, papryka i chleb. Zapomniałem się zapytać jak zrobili ten chleb bo jakby dodać do tego czosnek…chciałem napisać i masełko, ale przypomniałem sobie gdzie jestem.
Susan pochwaliła moje zajęcia, powiedziała że spodobała Jej się użycie multimediów, podejście do uczniów, oraz że uczniowie mnie rozumieli i rozmawiali ze sobą. No oczywiście że tak…jeżeli klasy nie śpią to radzą sobie bardzo dobrze, poza tym kto nie chciałby spróbować wymówić pneumonoultramicroscopicsilicovolcanoconiosis? Dziewczyna Bigos spróbowała i poradziła sobie bardzo dobrze. W ogóle zajęcia o języku nie muszą być nudne, jeżeli dodamy do nich jakieś ciekawostki. Tylko po porannych zajęciach zdałem sobie sprawę że muszę dzieciakom zmienić pytania do rozmów bo były trochę za trudne. Dla klasy ósmej mam przygotowane coś innego, bo Oni z pytaniami radzą sobie średnio, więc dostaną za zadanie pracę w grupach i stworzenie listy problemów które mogą nas spotkać gdy nie znamy żadnego języka obcego, oraz zalet umiejętności posługiwania się dwoma, lub więcej, językami. Takie ćwiczenie z podtekstem. Z jednej strony będą musieli porozumieć się ze sobą i jednak trochę po angielsku porozmawiać (czego nie zakładam tak między nami) i przynajmniej napisać coś po angielsku (co zakładam), a z drugiej może trochę lepiej Ich zrozumiem. Jakaś moja cząstka liczy na to że w ten sposób się zmotywują.
Krewetki i wodorosty na ostro. W ogóle to od groma jest ostatnio krewetek w sklepach.
Zjedliśmy lunch i Pan Taksówkarz odwiózł mnie i Lydię do szkoły. A Susan i Luna pojechały dalej…I teraz pojawia się pytanie ‘co z szefem?’. No właśnie…może ktoś inny Go odwiezie? Albo On sam już pojechał? Kto to wie… No bo przecież istnieje, prawda? Nie stałem się nagle częścią jakiegoś wieloosobowego snu w którym istnieje szef którego nie potrafię zobaczyć. Philip K. Dick napisał kiedyś że paranoja to nie stan w którym wierzymy że nasz szef nas prześladuje, to stan w którym wierzymy że prześladuje nas telefon naszego szefa. A do tego mi jeszcze daleko.
Ech…klasa ósma. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak mam Ich podejść. Inne klasy ożywiają się widząc język migowy i nawet nie trzeba Im mówić żeby spróbowali, są klasy które same z siebie zaczynają czytać łamańce językowe i śmieją się przy tym do rozpuku, nie tylko w klasie 11 chcieli nauczyć się jak się czyta to najdłuższe angielskie słowo, a w klasie ósmej nic z tych rzeczy. Zero, kompletne zero. Zapytałem więc Lydię co Oni by chcieli robić i odrzekła że gramatykę, słówka i przygotowania do testu. No tak, pięknie tylko ja Im w tym nie mogę pomóc…jak ja mam Im wytłumaczyć gramatykę jeżeli Oni mnie rozumieją tak sobie, podobnie ze słówkami, że o przygotowaniu do testu nie wspomnę…Z zadania wywiązali się średnio…część z Nich po prostu przepisała pytania…muszę znaleźć jakiś punkt zaczepienia, coś co Ich ruszy…
Jutro ruszam z kolejną lekcją, tym razem będą to podróże, więc obejrzymy sobie drugą część ‘Where the hell is Matt?’
Kalafior z grzybkami i papryką. Gdyby stał bliżej Lydii wszamałaby go całego.
A za tydzień będziemy rozmawiać o filmach/książkach i środowisku. Jeżeli to Ich nie ruszy to nie wiem już co…ach i dzisiaj przestałem liczyć na to że Lydia Im pomoże. Tak po prostu przestałem.