Niedziela i przegapione z tygodnia #5

Untitled

Deja vu
W klasie 10 poczułem że ja już tu byłem, że to wszystko robiłem. To kolejne deja vu jakie tu przeżyłem. Pamiętam że chciałem kiedyś o tym napisać, ale nie pamiętam czy napisałem (a nie chce mi się sprawdzać). Bardzo często przeżywam tutaj deja vu. I to takie wyjątkowo mocne. Wszystko to już robiłem, wszystko to już widziałem, ale nie pamiętam ani kiedy ani gdzie. Po prostu czuję że to robiłem a potem nagle uświadamiam sobie że jednak nie…
Tak jakby dwie rzeczywistości się ze sobą zderzyły i jedna z nich wygrała.
Philip K. Dick napisał kiedyś że rzeczywistość to ta która nie znika po tym gdy przestajesz w nią wierzyć…A gdybym uwierzył że już to robiłem, przerwał zajęcia, powiedział ‘robiliśmy już to!’ i kazał uczniom wyciągnąć książki i zaczął drugi temat. Gdybym pomimo starań umysłu wmówił sobie że faktycznie już ro robiłem to czy przeskoczyłbym do tej drugiej rzeczywistości?

Dzień sadzenia drzew
Był we wtorek, tylko że ciągle padało więc nie wiem ile tych drzew udało się w Jiawang zasadzić. W ogóle to bardzo sympatyczny pomysł. Pamiętam że widziałem coś takiego na zdjęciach z lat 60-ych. W Polsce rzecz jasna. Nasze środowisko jest bez porównania czystsze. Przynajmniej od tego tutaj. Ten brak lasów wręcz mnie przeraża.

Up
Nie wiem czy wspominałem kiedyś o tym, ale Up! (Odlot) jest jednym z moich ulubionych filmów. Nie tylko animowanych. Taki niezwykle pozytywny, mocno nierealny i przypomina mi z tego powodu filmy Miyazakiego. Z tą różnicą że jest amerykański i jednak bardziej skupiony na akcji.

Trafiłem kiedyś na interpretację mówiącą, że Fredricksen umarł a Russell przeprowadza go przez czyścieć, droga do Paradise Falls ma być drogą do odkupienia dla jednego i drogą do doświadczenia dla drugiego. W gruncie rzeczy jest to bardzo sensowne i chociaż z  jednej strony smutne bo oznacza śmierć dwóch osób już na samym początku filmu to jednak kończy się szczęśliwie bo Fredricksensię odkupił a Russell zdobył doświadczenie. Ellie miała tutaj pełnić rolę pomocniczą, zresztą tak samo jak Kevin czy Dug.

W piątek oglądałem sam początek i tak mnie tknęło, że to przecież jest ‘Czarnoksiężnik z krainy Oz’. Mamy Dorotkę, która ląduje w Oz. Mamy trzech towarzyszy podróży z których każdy ma jakąś swoją misję: Russell chce zdobyć odznakę, Dug chce w końcu zdobyć czyjeś uznanie, a Kevin chce ocalić swoje dzieci. Mamy Złą Czarownicę z Zachodu w postaci Muntza, oraz szczyt Paradise Falls pełniący tutaj rolę czarnoksiężnika. Mamy też latające małpy w postaci psów. Ostatecznie zło przegrywa, a wszystkie postaci zdobywają to co chciały. Droga z czerwonych cegieł to (podbieg do Planetarium w Chorzowie) dżungla…i pewnie parę innych rzeczy też by się zgadzało. Nie wiem czy to zamierzone, czy zupełnie przypadkowe, ale to i tak bez znaczenia bo nie zmienia mojego odbioru filmu. Głównie dlatego że ‘Czarnoksiężnika…’ bardzo lubię. W zeszłym roku udało mi się przeczytać taką książkę ‘Wicked, życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu’ w której przedstawioną Czarownicę z Zachodu z zupełnie innej strony (nie, nie ze wschodu), a że jak wiecie mam słabość to zupełnie innych spojrzeń na pewne oklepane tematy to bardzo mi się spodobało.

Latawce
Właśnie sobie przeglądałem sieć gdy rozległo się pukanie do drzwi, to jedna z moich uczennic przyszła i zapytała czy chciałbym puszczać latawce. No oczywiście że bym chciał. I poszliśmy puszczać latawce, a okazało się że była to właśnie ta dziewczyna której mama napisała do mnie list w zeszłym tygodniu.

Rozłożyła latawiec i zaczęła biec uśmiechając się od ucha do ucha. Natychmiast przypomniał mi się cytat z ‘Ptaśka’: ‘Powymyślaliśmy gry, żeby łatwiej zapomnieć o tym, że zapomnieliśmy się bawić. Bawić się – czyli robić coś dla samego robienia.’
I tak spędziliśmy rozmawiając i próbując zmusić latawiec do lotu z półtorej godziny. A potem zaprosili mnie na kolację, gdzie przyszło mi wałkować ciasto i nadziewać pierogi. Hahaha.

A przez ten cały czas Ona była zupełnie szczera, nieskrępowana ani trochę, pokazywała mi swoje zdjęcia z dzieciństwa, jak się złościła na latawiec że nie lata to robiła to szczerze, jak się śmiała to całkowicie i to było tak całkowicie inne, niespotykane i piękne. Od piętnastolatków oczekuje się już bycia bardziej ‘dorosłym’, ale gdy tylko o tym myślę przypomina mi się ten cytat…no kurczę, jeżeli Ona jest szczęśliwa i nikt przy tym nie cierpi to po co ma na siłę ‘dorastać’, życie kopnie Ją w dupę jeszcze nie raz i nie dwa. Przecież nawet teraz musi siedzieć w Jiawang, którego już nienawidzi, i uczyć się do oporu. A mimo to gdy jest w domu to się uśmiecha jak dziecko. Najszczersza radość.

Lei Feng
Wyjaśniło się kto to jest na tych tablicach. To nikt inny jak przykład rewolucyjnego zachowania – Lei Feng. Dzieciaki uczą się o nim jako o przykładzie altruizmu i poświęcenia. A 5 dzień marca to ‘Dzień Lei Fenga’.  Możecie go sobie wygooglować, chociaż zbyt wielu konkretnych informacji się nie spodziewajcie.

Niedziela
Wyszedłem z samego rana do sklepu bo wiedziałem że koło południa zacznie padać, a z reguły jak już zaczyna to nie wiadomo kiedy przestanie. No dobrze, prawdę mówiąc to poszedłem się przejść a do sklepu wstąpiłem przy okazji bo kończy mi się proszek do prania. Przy okazji kupiłem brukselkę i kiełki. Byle jakie kiełki kupić to nie problem, ale te konkretne które są serwowane też w szkole to prawdziwa rzadkość.

IMG_1555
Dzień zbierania śmieci.

To zdumiewające że jest tyle sklepów i wszystkie praktycznie sprzedają to samo, ale jeżeli chce się kupić bób to trzeba iść do innego, orzechy w białej ‘czekoladzie’ to kolejnego, kiełki do jeszcze innego, a najtaniej zrobić zakupy w czwartym. Gdybym nie lubił chodzić byłoby to niezwykle frustrujące, na szczęście spacery zawsze sprawiały mi przyjemność.

IMG_1557
Chińska definicja małego miasta zawiera w sobie kury na ulicy.

Zwłaszcza w deszczu. W  Polsce w czasie deszczu na ulicach jest pusto, wszyscy się kryją albo w domu albo w sklepach, a tutaj nie…tutaj rowerzyści jeżdżą z narzuconymi pelerynami i walczą z tą niesprzyjającą aurą.

IMG_1560
Może w lato będzie to wyglądać korzystniej.

Filmy

Są takie filmy które poruszają mnie bardziej od innych i które staram się sobie przypomnieć od czasu do czasu.
Blade Runner, bo uwielbiam latające taksówki, Philip K. Dick to jeden z moich ulubionych pisarzy (który pomimo napisania niesamowitej ilości słabych książek napisał też kilka naprawdę dobrych i to dzięki niemu staram się zawsze szukać drugiego dna, czyli przeniósł swoją paranoję na mnie), klimat w tym filmie jest tak gęsty jak dym z papierosów w tej scenie (tak tej), no i jest tam jednorożec a to zawsze plus dla filmu.
My sassy girl, bo obejrzałem w życiu więcej komedii romantycznych niż byłbym skłonny przyznać (z jakiegoś powodu 90% z nich była z Azji) i niektóre były naprawdę dziwne (ta w której facet pracował w prosektorium na zwłokach swojej narzeczonej i wykrawając każdy kawałek jej ciała przypominał sobie ich związek była dość dziwna), niektóre były szokujące (jak Sex is zero które z komedii stało się dramatem i to dość poważnym), ale My sassy girl jest najlepszą i najbardziej wzruszającą historią o miłości jaką widziałem. Wersji amerykańskiej nie widziałem więc się nie wypowiem.
Lord of the rings.
Star Wars.
(Tych dwóch nie muszę wyjaśniać bo to jak tłumaczyć dlaczego ‘lubi’ się oddychać)
Ghost in the shell. Jest tam taka scena w której Pan Śmieciarz dowiaduje się że tak naprawdę nie ma rodziny, jest samotny, mieszka w małym pokoiku a wszystkie jego wspomnienia zostały mu zaprogramowane  i to bardzo, ale to bardzo przypomina mi taka przypowieść taoistyczną ‘Zhuangzi śnił o tym, że jest motylem. Latał z kwiatka na kwiatek, był lekki, wolny i szczęśliwy. Obudził się. Czy to Zhuangzi śnił, że był motylem, czy to motyl śni, że jest Zhuangzi?’, a oprócz takich kwiatków można też pooglądać ładne widoczki. No i takie miałem małe marzenie żeby pojechać kiedyś do Hong Kongu i pooglądać te widoczki na żywo. Wywiad z Oshiim, na temat inspiracji (prawie pysznym reżyserem) można przeczytać tutaj – http://randomwire.com/recreating-ghost-in-hong-kong.
My neighbour Totoro – widziałem kilka filmów z których przede wszystkim bije spokój. Owszem coś się dzieje, jest jakaś akcja, ale przede wszystkim czuć spokój. Ze wszystkich filmów Miyazakiego to właśnie ten wywarł na mnie największe wrażenie.  Opisywanie Totoro przypomina mi próbę opisania ‘Seinfelda’ który z założenia ma być o ‘niczym’ i podobnie Totoro pozornie jest o niczym, niby uderza z niego hmm na zachodzie powiedzielibyśmy ‘bierność’ a na wschodzie ‘niedziałaniem’.  Kiedyś pewnie się nad tym rozpiszę, ale jeszcze nie teraz.

A piszę o tym wszystkim dlatego że gapiąc się wczoraj w ekran i próbując w kolejnym podejściu obejrzeć nowego Spidermana (jak ten film zarobił te 700+ milionów dolarów to ja nie wiem) i stwierdziłem że zamiast przysypiać oglądając to coś wolę po raz kolejny obejrzeć GITSa. I pojechać do Hong Kongu. Znaczy teraz obejrzeć GITSa a za parę miesięcy pojechać do Hong Kongu. Ale zdecydowanie pojechać do Hong Kongu. Kiedyś polecieć do Japonii, ale gdy będę następnym razem w Chinach i będę miał trochę czasu wolnego na pewno pojechać do Hong Kongu. Dlatego muszę aplikować o wizę dwuwjazdową. Co prawda wodnych taksówek i autobusów pewnie nie będzie, ale może siedząc w piętrowym autobusie zobaczę sobowtóra…Brr…aż mnie ciarki przeszły.

Udało mi się kupić słuchawki i chciałbym napisać że tyle już wydałem na te tanie że mógłbym sobie jakieś dobre drogie kupić, ale to nie byłaby prawda. Jak na razie działają i mam nadzieję że ten stan się utrzyma dość długo. Mam kilka tygodni by nie napisać miesięcy podcastów do nadrobienia. Całkowicie zapomniałem o China History (którego zacząłem słuchać zanim postanowiłem wyjechać do Chin), czy o innych o historii Azji wschodniej i trochę mi tego brakuje. Dlatego od teraz pora do szkoły chodzić, chyba że to piątek. Wtedy zdecydowanie trzeba jeździć.

Zakupy zrobione, kura rozdzielona i schowana do zamrażalki, tofu kupione, podobnie jak wszystko inne i chociaż muszę odwiedzać trzy sklepy, z czego w jednym kupuję tylko jedną rzecz, to wszystkie mam w zasięgu godzinnego spacerku. Tylko dlaczego w sklepi pod domem ktoś zapomniał dosypać bobu? To  jakaś zagrywka żebym już tam nie kupował, czy co? I tak jak kiedyś pisałem że chyba tylko ja ten bób kupuję tak widzę że potrzeba było czasu by inni mieszkańcy Jiawang dowiedzieli się o nim i też zaczęli kupować. Nie to żebym się złościł, wręcz przeciwnie cieszę się że nie jestem sam. Jeden z native’ów (ble) z jakimi mieliśmy zajęcia na studiach powiedział że lubi słodką kukurydzę  (no bo kto nie lubi) i kupuje ją w takim małym osiedlowym sklepie. Jednego tygodnia kupił puszkę, następnego kolejną i tak co tydzień, aż w pewnym momencie zrozumiał że nikt oprócz niego tej kukurydzy nie kupuje bo codziennie wchodził do tego sklepu a puszek ubywało tylko gdy On kupował. Pewnie dlatego że wszyscy inni kupowali kukurydzę w tańszym supermarkecie. On pewnie czuł się dziwnie myśląc że bardzo niewiele osób kupuje tę kukurydzę, a ja czułem się szczęśliwy że bób zawsze na mnie czekał.

Spotkałem też dzisiaj na ulicy jednego z nauczycieli, który jako tako radzi sobie z angielskim i zapytał się mnie:
– Gdzie idziesz?
– Na zakupy.
– Tutaj? A nie lepiej pojechać do miasta, tam jest taniej.
– No nie wiem, tutaj mam bliżej, poza tym lubię tę ciszę i spokój.
– No ale teraz to nie masz co robić.
– A Ty gdzie idziesz?
– Tak sobie pochodzić.
– No to miłego dnia.
– Cześć.
Nie rozumiem tej ‘obsesji’ z chodzeniem na zakupy do Xuzhou. Mam spędzać tygodniowo godzinę w autobusie i potem jeszcze iść przez ponad 30 minut by dostać się do Carrefoura który jest droższy (robiłem tam zakupy dwa razy, więc wiem) i nie ma bobu na wagę tylko dlatego że tam będzie tańszy (chociaż nie będzie) i będą świeże warzywa (tak jakby te tutaj nie były świeże)? Że o tym mrozie i tłoku w autobusie nie wspomnę.
No i ‘nie mam co robić’…w tym rzecz, ja zawsze mam co robić. Chociażby uczyć się chińskiego.
Albo nadrabiać zaległości z NBA.

A ten dzisiejszy spacer ( bo mieliśmy iść z uczniami na spacer po południu) został odwołany z powodu dużej ilości pracy domowej. Co się odwlecze to nie uciecze.