I po weekendzie

W sobotę oczywiście padało.

Oczywiście zaczęło gdy byłem 4 kilometry od domu, a przez poprzednie 2 godziny było ciepło i duszno.

Może przybliżę Wam jak było duszno. Nauczony doświadczeniem z poprzedniego tygodnia kiedy to miałem ze sobą litr wody i spędziłem większą część soboty z potwornym bólem głowy co zawsze oznacza u mnie odwodnienie postanowiłem wziąć ze sobą trzecią butelkę, więc miałem ze sobą łącznie półtorej litra.

Wypiłem je nawet tego nie zauważając a będąc już na dwa i pół kilometra od domu, przebiegając przez ulicę z jedzeniem kupiłem czwartą butelkę i wypiłem jej zawartość z miejsca. Mógłbym teraz napisać żebyście tak nie robili, że regularne nawadnianie jest ważne i tak dalej, ale prawda jest taka że nawet gdy się regularnie nawadniamy to możemy pić za mało i te brakujące pół litra chociaż będzie nam wypełniać żołądek przez kilka minut jest jednak potrzebne. Przynajmniej ja tak mam. Owszem, jest parę chwil dyskomfortu, ale one mijają i potem czuję się jak nowo narodzony.

Po drodze kilka razy się zatrzymywałem, efektem czego jest film który mogliście obejrzeć w sobotę. Wiecie co jest najciekawsze? Tym razem to ja się pomyliłem z trasą. Biegłem cały czas prosto podczas gdy chciałem skręcić. Chciałem obiec górę, a ja ją najzwyczajniej w świecie minąłem. Dotarło to do mnie dopiero gdy spojrzałem na mapę w domu.

Gdybym nie pomylił trasy nie zobaczyłbym, a Wy ze mną, ani tej kaplicy, ani tych wołów. O ile świątynie widać tu często, tak kaplic zbyt wiele nie ma. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie każda świątynia wygląda jak te które Wam pokazywałem, duża część z nich to jeden ołtarz z kilkoma figurami i piec do palenia kadzidła, ale fakt faktem są tutaj bardzo powszechne. To północ słynie z pięknych i znanych świątyń, jednak na południu widać że ludzie są bliżej z wiarą.

A te woły…zobaczyłem je gdy wracałem, więc albo mi umknęły gdy biegłem tamtędy po raz pierwszy, albo ich najzwyczajniej w świecie nie było. Nie chodzi o to że nigdy wcześniej nie widziałem woła, bo widziałem kilka razy, ale w Laosie, i nawet skosztowałem ich mięso, ale chodzi o to że one pasły się parę metrów od drogi. Parę metrów od nich był olbrzymi przystanek autobusowy, domy mieszkalne, sklepy i jezdnia.

To pokazuje jak szybko te tereny się rozwinęły. Jak szybko nastąpiła transformacja ze wsi do miasta. A to miasto jeszcze nie skończyło się rozwijać, będzie pochłaniać kolejne tereny. Pytanie tylko kiedy, i czy w ogóle, dotrze do ludzi że oni nie mieszkają już na wsi, ale teraz mieszkają w mieście.