Jak pokazują nam amerykańskie filmy moment zakończenia studiów jest w USA obchodzony bardzo hucznie. Zjeżdza się cała rodzina, znajomi, wszyscy którzy życzyli i dalej życzą nam powodzenia, po czym przychodzi pora na przemówienia. Dziesiątki przemówień bo przecież i dyrektor instytucji edukacyjnej musi przemówić, potem jakiś zaproszony gość, student z najlepszymi ocenami, no i trzeba jeszcze dyplomy wręczyć.
Ja obroniłem pracę magisterską w czerwcu, gdzieś pod koniec września odebrałem dyplom z dziekanatu i to by było na tyle. Żadnych przyjęć, imprez ani świętowania. Ot, przychodzisz, robisz swoje i wychodzisz. Nie było mi z tego powodu ani smutno ani dziwnie. Nie czułem że czegoś brakuje. Nigdy nie czułem bo na studiach nie ma już akademii, no przynajmniej nie obowiązkowych.
Pamiętam te akademie z podstawówki i ogólniaka. Nudne strasznie, przewidywalne do bólu. Dwa takie momenty utkwiły mi szczególnie w pamięci. Gdy w klasie trzeciej ogólniaka odbierałam nagrodę z jakiegoś konkursu, bodajże z języka niemieckiego, zostałem wezwany na środek korytarza (mój ogólniak był maciupki, nie mieliśmy własnej hali sportowej, większość klas siedziała w swoich klasach i słuchała akademii przez radiowęzeł) gdzie wręczono mi nagrodę a potem pani dyrektor mnie pocałowała w policzek. Co było dla mnie bardzo dziwne i do dzisiaj jest niezrozumiałe.
Drugą akademię która zapadła mi w pamięć była już w klasie maturalnej. Zapadła mi w pamięć bo w jej trakcie urwaliśmy się ze znajomymi na piwo. Biorąc pod uwagę że przez te cztery lata miałem praktycznie stu procentową frekwencję to było to dla mnie nie lada przeżycie.
Piszę o tym bo teraz studenci którzy studia już zakończyli wrócili by zrobić sobie zdjęcia w togach. Chodzą teraz wszędzie albo w jednakowych koszulkach opisanych markerami, albo togami i robią sobie zdjęcia. Świętują koniec studiów chociaż tak naprawdę zakończyli je już parę tygodni temu. W dodatku o 6 rano jest ich stanowczo za dużo. STANOWCZO! Nie dość że normalnie muszę przeskakiwać między pierwszoroczniakami którzy sprzątają to teraz muszę mijać absolwentów którzy wprost uwielbiają stać na środku drogi i robić grupowe zdjęcia.
Jakoś bardziej pasuje mi to zakończenie studiów bez wielkiej pompy.
Trzy.