Czasem

Okazjonalnie zamiast bloga lubię sobie napisać plan lekcji. Prawdę mówiąc to planowanie zajęć w moim obecnym koledżu praktycznie nie ma miejsca. Znaczy zajęcia planuje, wybieram ćwiczenia, wszystko sobie starannie rozpisuję a potem wchodzę do klasy i okazuje się że połowa nie rozumie o co chodzi, jedna czwarta przepisuje odpowiedzi z tyłu, a Ci którzy mnie słuchają kończą zadania w 10 minut zamiast 20 (przykładowo).

Innymi słowy plany są, ale praktycznie trzeba je wyrzucać przez okno i improwizować na miejscu. To jest w ogóle bardzo ważna umiejętność, nie tylko w tym zawodzie.

Także siedziałem sobie cały weekend i pisałem plany lekcji bo…cofnijmy się do czwartku.

Dostałem maila od biura współpracy z zagranicą z uniwersytetu na wschodnim wybrzeżu w mieście do którego oboje z June chcieliśmy się przeprowadzić. Mail streszczę o tak: Przepraszam za zwłokę, ale jeden z nauczycieli który chciał odejść powiedział że chyba zostanie i ma dać mi odpowiedź do poniedziałku. Jeżeli zostanie to nie będziemy mogli Cię zatrudnić.
I w tym momencie ja już się przestałem na to miejsce nastawiać. Pogodziłem się z tym że Im nie zależy, ale nawet nie byłem zły, uznałem że dziekan sobie ze mnie zakpił i tyle.

Zabrałem się za pisanie planów do ogólniaka z którego też miałem propozycję i tak przeszedł mi cały weekend.

W poniedziałek June poszła do ambasady, cała procedura trwała parę minut, więc wróciła jeszcze w poniedziałek, zamiast wracać pociągiem nocnym.

Gdzieś po drodze w niedzielę dostałem maila od uniwersytetu, że nauczyciel jednak zrezygnował, ale planują podwyżki dla nauczycieli i dostanę kontrakt tak szybko jak wymyślą o ile wypłaty podniosą. Już mnie to nie ruszyło.
Dopóki nie zobaczę kontraktu to możecie sobie gadać

Wczoraj rano dostałem maila z pytaniem o to jak się pisze moje nazwisko po angielsku (nazwisko to najmniejszy problem, dwa imiona z Ł to wyzwanie), więc wysłałem zdjęcie karty pobytu, oraz napisałem. Wieczorem dostałem kontrakt…z tylko imionami, bez nazwiska. Podpisałem tam gdzie miałem i odesłałem.
Czyli od pierwszego września wyruszamy do Quanzhou, 85 kilometrów od miejscowości upatrzonej, ale że uniwersytet ma tam drugi kampus to się pewnie przeprowadzimy po roku, albo i nie bo Quanzhou nie jest wypełnione turystami. Zobaczymy.