To że jestem taką dużą małpką do zabawiania to wiecie. Wiecie również że ta rola średnio mi tu pasuje, ponieważ zatrudniłem się tu by pracować, a nie by zabawiać. Tak naprawdę to zatrudniłem się tu bo chciałem mieć blisko do June, a ambicja zawodowa była gdzieś z boku, ale cii…o tym wiemy tylko my.
Znaczy, jest lepiej niż było w Changchun, ale dla mnie to ciągle za mało, ja chcę poważnej szkoły o poważnym podejściu. Wiem ze o coś takiego jest trudno, ale się nie poddam. A jeżeli zdecyduję się na bycie zabawiaczem to będzie to mój własny wybór. Na razie wybrałem bycie poważnym nauczycielem, chociaż bardziej poważnym, ale o tym przy innej okazji.
Pytam dzisiaj studentów, już po raz ostatni z okazji egzaminu śród semestralnego, a jedno z pytań dotyczy hobby i taki oto dialog się wywiązał:
– Ee…lubię grać w gry, ale już to mówiłem dwa tygodnie temu.
– No tak, ale to jest test, więc wszystko sprawdzamy.
– (…)
– Ale wiesz co, ja w ogóle to angielskiego nie lubię. Mógłbyś nam coś w czasie zajęć opowiedzieć o sobie.
– No mógłbym, ale nie jestem tu po to by opowiadać o sobie, a po to by Was uczyć.
– Ale ja angielskiego nie lubię.
– Ale sam w tej grupie nie jesteś.
Nie lubię takich zajęć skupionych na nauczycielu. Z mojego doświadczenia wynika że tylko niewielu nauczycieli/wykładowców potrafi udźwignąć ciężar zainteresowania większości grupy. Reszta po prostu prowadziła nudne zajęcia.
Jako przybysz z innego kraju mam zadanie bardzo ułatwione bo cokolwiek będę mówić będzie ciekawe. Rzecz polega na tym, że jeżeli będę mówić cokolwiek to zrozumie mnie może 5% grupy i nie przyczynię się w żaden sposób do realizacji planu jaki sobie założyłem na ten semestr.
Trzymając się książki zrealizuję plan, nauczę paręnaście osób kilku przydatnych rzeczy i będę miał lepsze samopoczucie.