Bieganie we mgle

P1150112 (Copy)

W poniedziałek pisałem o tym szarym niebie i smogu, a dzisiaj przyszło mi w smogu biegać.

Strasznie mi skoczył poziom motywacji po tych wczorajszych zapisach. Co prawda wypadnie mi kilka, sześć chyba, tygodni w styczniu i lutym, ale do biegania wracam od ostatniego tygodnia lutego. To oczywiście sprawia że nie mogę nastawiać się na żaden sukces sportowy, pokroju pobicia rekordu życiowego, ale przynajmniej będę w stanie ten maraton przebiec w miarę bezboleśnie.

P1150114 (Copy)

Z samym przebiegnięciem nie powinno być problemów, ostatni maraton pokonałem po trzech tygodniach treningu poprzedzonych czterema tygodniami przerwy poprzedzonymi dziewięcioma tygodniami biegania raz-dwa razy w tygodniu. Czyli de facto bez porządnego treningu.

Czwarty pokonałem po dwóch tygodniach od wyjścia ze szpitala.

P1150117 (Copy)

Generalnie samo przebiegnięcie maratonu to nie problem, nawet przygotowanie się do niego to nie problem. Przynajmniej nie tutaj. Chociaż rano jest chłodno to pogoda ciągle dopisuje, nie ma deszczów, strasznego wiatru, jedynie jest trochę chłodno. Oby było tak jak najdłużej.

P1150121 (Copy)

Zastanawiałem się czy nie zacząć biegać tylko trzy razy na tydzień bo jednak te poranne temperatury mogą okazać się nienajlepszym rozwiązaniem pod kątem zdrowotnym, ale to się jeszcze okaże. Na razie, póki pogoda dopisuje, zamierzam z niej korzystać.

P1150122 (Copy)

Jeżeli chodzi o te temperatury to panuje to taka typowa północno chińska sinusoida. Rano jest strasznie zimno, w południ robi się ciepło, stopniowo temperatura spada i nad ranem znowu jest najzimniej. Czyli dokładnie to samo co było w Jiawang, a czego praktycznie nie było w Changchun.

P1150129 (Copy)

Gdyby nie ten nieszczęsny English corner te środy byłyby całkiem przyjemne, a tak człowiek musi się spieszyć po ostatnich zajęciach odebrać paczki (dzisiaj tylko jedna, ale nie mam pojęcia co w niej jest), coś zjeść, przebrać się i drałować na to szóste piętro wydziału języków obcych. I tylko po to by posiedzieć dwie godziny z kilkoma studentkami które są w miarę rozgarnięte. Lub kilkunastoma które są zupełnie nierozgarnięte i znowu odpowiadać na te same pytania co w każdą środę patrząc tylko na zegarek i wyczekując aż w końcu wybije dziewiętnasta i można już wracać.

P1150130 (Copy)

To jest chyba najsmutniejsze co mogę powiedzieć, gdy siedzę i wypatruję końca. Miałem jedną taką dwuosobową grupę w Polsce która zmuszała mnie do ciągłego patrzenia na zegar, bo inaczej nie wytrzymywałem zajęć z Nimi.

Gdy sam wypatrujesz końca swoich zajęć nie możesz oczekiwać że studenci będą zmotywowani do pracy.

P1150111 (Copy)