Nie jestem fanem co drugich wtorków. Znaczy…tych w tygodniach parzystych, bo te w tygodniach nieparzystych są w porządku, w końcu to tylko dwa zajęcia, w dodatku od dziesiątej, więc nie ma większych problemów. Za to te w tygodniach nieparzystych to koszmar.
Trzeba się zwlec szybko, rozciągnąć się, rozgrzać, poćwiczyć, zjeść śniadanie, a potem jeszcze trzy zajęcia. Tylko Bogu dziękować że dwie z tych trzech grup są mega ogarnięte i czas z Nimi leci błyskawicznie. Ich właściwie nie trzeba uczyć tego co jest w książce. Aż szkoda tracić na coś takiego czas…
Niestety to nie ja tworzę program, ja go tylko realizuję. Nie chcę, na razie, za bardzo wychodzić przed szereg i robić jakieś cuda, lepiej trzymać się tej książki, ale myślę że w kilku grupach to się zmieni w następnym semestrze. W kilku nie zmieni się absolutnie nic bo książki będą musieli się trzymać. Jeżeli nie robią zadań domowych które wystarczyłoby przepisać z książki zmieniając parę słów to nie można od Nich oczekiwać że zrobią jeszcze coś więcej.
Gdzieś tak po drugich zajęciach dostałem wiadomość od Becky z Changchun dzisiaj jest pierwszy dzień zajęć, wrócił Jaime i umieram z nudów ;(. Aż mi się Jej żal zrobiło bo tyle co Ona przszła z Jamiem dwa lata temu to nikomu nie życzę. Żal mi też studentów którzy będą musieli przechodzić to samo co Ich starsi koledzy i koleżanki.
I chyba właśnie tych studentów żal mi najbardziej. Bo płacąc taką furę kasy powinni dostać kogoś kto naprawdę zna się na rzeczy, kogoś wartościowego kto potrafi i lubi uczyć, a nie kogoś kto uczy z przypadku. Wiele razy wyrzucałem tutaj z siebie jak bardzo drażni mnie to że w Chinach znaczna część nauczycieli angielskiego to ludzie z przypadku, nie tylko bez doświadczenia, ale też bez podstaw teoretycznych. I to już nawet nie chodzi o to żeby mieć jakąś tam wiedzę o języku, ale jakieś podstawowe informacje o tym jak należy uczyć. I to mnie właśnie przeraża, że naprawdę niewiele miejsc traktuje angielski poważnie…