Pada.
To właściwie jedyne co mogę napisać o dzisiejszym dniu. Przed deszczem udało mi się jeszcze pójść na siłownię, gdzie znowu było sporo ludzi jak na ranek i mógłbym znowu ponarzekać na to, ale nie będę bo to jest monotematyczne. Siłownia się rozrasta, tylko pewnie nie rozrośnie się w takim kierunku jakim powinna czyli wolnych ciężarów, a o kolejną salę do zajęć z fitnessu które odbywają się 2-3 razy w tygodniu. Wkurza mnie to strasznie i wkurzać będzie mnie to jeszcze dwa miesiące.
Deszcz w Changchun pachnie inaczej niż deszcz w Jiawang. Tutaj pachnie podobnie jak w Polsce, czyli czysto. W Jiawang, 6 kilometrów od mieszkania stał komin z elektrowni i może to miało jakiś wpływ na jakość powietrza. Może. Tutaj takiego komina nie widzę ale muszą być bo przecież ten śnieg był brudny już po kilku dniach. Nie tak brudny jak w Harbinie, ale brudny. I mimo wszystko, mimo tego całego unoszącego się gdzieś w powietrzu brudu powietrze pachnie tutaj ładnie. To jest wręcz zdumiewające. W dodatku podobno te 20 kilometrów od miasta, w tym parku o którym wszyscy opowiadają jest niesamowicie czysto a w nocy widać gwiazdy.
O gwiazdach pisałem już kilka razy. W Jiawang były rzadkością, tutaj jest lepiej, nie tak jak w Polsce, ale lepiej niż w Jiawang. Najlepiej ze wszystkich miast w jakich byłem w Chinach. A jeżeli w tym parku jest jeszcze lepiej to świadczy to tylko dobrze o tym mieście i jakości powietrza.
Mógłbym narzekać na Changchun, ale teraz gdy meridka jest naprawiona zamierzam w końcu wykorzystać te wolne wtorki by trochę to miasto zwiedzić, zobaczyć je z innej strony. Martwią mnie tylko te wszechobecne samochody.
Można się między nimi przeciskać, to jest niezaprzeczalna zaleta rowerów, można, wzorem chińskich rowerzystów, jeździć środkiem jezdni w korku, ale i tak samochody są wszędzie. Nie da się z nimi wygrać. Trzeba się do nich dostosować, bo tutaj to one rządzą. O ile w Jiawang nie było z tym problemu, a jeżeli był to wystarczyło popedałować 20 minut by znaleźć się poza miastem tak tutaj trzeba będzie pedałować z 20 kilometrów, czyli już nie ma tak lekko. Zwłaszcza na początku. I to jest druga strona medali, tak po prawdzie to nie będę miał już wiele czasu by to miasto pozwiedzać, bo mam tylko kilka tygodni a w ciągu tych kilku tygodni raptem parę wtorków w czasie których będzie można coś zrobić. Tyle tylko że należy od tego odjąć wtorki zmęczone, wtorki pracowite i wtorki w czasie których pogoda będzie zupełnie do niczego. Czyli dużo się nie najeżdżę, ale od września będę mieć o wiele mniej pracy i o wiele więcej czasu do poznawania nowych terenów.
Chiński kącik kulturowy
Władca ziemski, 土豪, tuhao. W ten sposób określano dawno temu osoby bogate i wpływowe, lub całe rodziny odgrywające znaczną role na danym terenie. Od samego początku było to określenie negatywne. Obecnie nabrało nowego znacznie
Ewolucja rozpoczęła się od określania w ten sposób osób wydających ogromne sumy pieniędzy na gry komputerowe. Z czasem zaczęto tak nazywać nowobogackich, którzy lubią się chwalić swoim bogactwem. Obecnie używa się go by określić ludzi żyjących ponad stan.
9-go września 2013 roku ruszyła akcja pisania wierszy i opowiadań dla tuhao, co spowodowało stworzenie nowego powiedzenia tuhao, zaprzyjaźnijmy się! Przedstawia ono pragnienie zwykłych ludzi by poczuć się bogato a przez to być podziwianym.
Jedno z opowiadań:
Młody mężczyzna pyta mistrza Zen:
– Jestem bogaty, ale nieszczęśliwy. Co mam zrobić?
– Zdefiniuj bogactwo.
– Mam miliony w banku, trzy mieszkania w Pekinie, dwa samochody.
Mistrz Zen wyciąga dłoń a młody mężczyzna doznaje olśnienia.
– Mistrzu, czy chcesz mi powiedzieć że powinienem być za to wszystko wdzięczny i się odwdzięczyć losowi w jakiś sposób?
– Nie, tuhao, mogę zostać twoim przyjacielem?