Bieganie w Chinach
Różni się trochę od biegania w Polsce. Największa różnica polega na tym że tutaj ludzie się nie pozdrawiają i biegają w strojach codziennych. Obecnie w okolicach jeziora południowego coraz więcej biegaczy pozdrawia pewnego biegacza z Polski, nie wiem co prawda czy pozdrawiają siebie nawzajem, ale tego pewnego biegacza tak. Przynajmniej Ci których i on pozdrawia.
Stroje codzienne są dla mnie ciągle szokiem, ale June wyjaśniała mi że to dlatego że Oni tak naprawdę nie trenują biegania, biegną tylko trochę dla zdrowia, nic więcej.
W zeszłym tygodniu spotkałem biegacza który biegł w tym samym kierunku co ja i chwilę sobie porozmawialiśmy. Takie standardowe: skąd jesteś, mówisz po chińsku? I tyle bo chwilę potem się pożegnaliśmy. Miła odmiana od rutynowego klepania kilometrów.
Hogwart
Zresztą zobaczcie sami.
Budynek szkoły inspirowany średniowiecznymi zamkami europejskimi. Taaak.
Tom i Johnson
Tom razu pewnego został wysłany na zajęcia które Mu się nie podobały. Zamiast godziny trwały cztery godziny i był do nich zupełnie nie przygotowany bo Johnson nic o nich nie powiedział oprócz idź tam. Po tym wszystkim Tom powiedział że więcej tych zajęć nie chce i na nie nie pójdzie. Normalne zachowanie.
W tym tygodniu dzwonił Johnson i powiedział Mu że ma się na tych zajęciach pojawić bo inny nauczyciel cośtam. Tom powiedział że się nie pojawi, po czym wyłączył telefon rzutem o ścianę. Ten rzut był niepotrzebny, ale chyba oddaje frustrację w tej firmie.
Niedziela
Rany…dzisiaj to naprawdę nikt nic nie mówił. Na zajęciach u mnie wyglądało to jeszcze jako tako, ale u innych nauczycieli to była masakra bo przyszło po 5-10 osób. Żenada, ale to było do przewidzenia bo kto o zdrowych zmysłach organizuje zajęcia w taki dzień. Jeszcze w dodatku padało więc już nikomu zupełnie nie chciało się wychodzić spod kołdry. Padało to lekkie niedopowiedzenie bo w pewnym momencie padał nawet grad.
Dzisiaj się nie musiałem śpieszyć więc zakupy zrobiłem w przerwie na obiad. Obiad ugotowałem jaki widać i dochodzę do wniosku że sos sojowy na patelni smakuje zupełnie inaczej niż gdy działa jako marynata. Dla odmiany, czemu nie. Kwestia tego że trzeba znaleźć pasujący nam w smaku bo mam w szafce chyba pięć z których dwa nie nadają się do niczego bo są w smaku bardziej jak ocet. A jak chcę w smaku coś jak ocet to wolę ocet, który stoi obok.
Na siłowni w miarę w porządku, nie było aż tak wiele osób jak normalnie w niedziele ale tego się spodziewałem bo przecież to czas powrotów po przerwie no i w dodatku ten deszcz który pewnie sporo osób zniechęcił.
Po powrocie z siłowni zaskoczyła mnie Smile która wróciła z Harbinu gdzie udało się Jej, w końcu, zostać asystentką na tym Brian’s Crazy English Training Camp czyli tym kilkudniowym intensywnym kursie treningowym z angielskiego. Głos dziewczyna straciła prawie zupełnie.
Na jutro zapowiadają deszcz z rana, więc chyba czeka mnie pierwszy bieg w deszczu. Trochę szkoda że padnie na ten długi bo długich biegów w deszczu nie lubię aż tak bardzo. Nie zawsze jednak jest pogoda idealna, także nie ma się co szczypać i trzeba swoje zrobić. W końcu zdychać w lipcu w czasie tego domowej roboty maratonu nie chcę.