Wczoraj to tak napisałem szybko bo było już późno, ale w sumie to z tą pracą to ciekawie, zwłaszcza gdy przypominam sobie jak to szło rok temu. Rok temu było ciężko, kilka rozmów i tylko jedna konkretna propozycja. W tym roku jedna rozmowa i od razu kontrakt.
Od początku.
Szukałem pracy w mieście Xinzheng, bo tam mieszka i pracuje June, najbliżej Jej znajduje się amerykański college SIAS, ale ich warunki finansowe są po prostu śmieszne i nie wiem jak oni znajdują kogokolwiek do pracy, także Ich skreśliłem od razu. Drugi college w tym mieście to Shengda, do którego wysłałem zapytanie w lutym.
Wtedy jednak nikt mi nie odpowiedział. Trochę mnie to zabolało, bo nie ma nic gorszego od braku odpowiedzi. Nikt z nas nie chce być ignorowany. W niedzielę, przy pomocy June, wysyłałem maile do kolejnych college’ów, ale tym razem już w Zhengzhou, czyli ciągle blisko ale już nie tak blisko.
Wysyłałem także do innych firm, które się ogłaszały i wtedy dotarło do mnie że jedna ze szkół w Zhengzhou odrzuciła mnie rok temu. I bardzo się ucieszyłem gdy dowiedziałem się co to za szkoła. Niby jedna z najlepszych sieciówek, ale 40 godzin w szkole niezależnie od tego czy masz zajęcia czy nie, to nie moja para kaloszy.
Pani z college’u Shengda odpowiedziała w poniedziałek, wymieniliśmy kilka maili, porozmawialiśmy na skypie i chwilę potem pojawiło się pytanie czy we wtorek o 10 mogę z Nią porozmawiać. Oczywiście że mogę.
Następne dwie godziny przygotowywałem plik z pytaniami o asystentki, poziom uczniów, zaangażowanie uczniów, materiały, metody nauczania i ogólnie o życie w college’u.
We wtorek porozmawialiśmy niecałe dwadzieścia minut, zdążyłem zapytać się o prawie wszystko, bo reszta została wyjaśniona i już w środę o 949 dostałem informację że szefostwo zaakceptowało moje warunki finansowe, a ‘to jest kontrakt do wglądu i jak wszystko w nim pasuje to podeślę Ci wersję formalną’.
Gdzieś tam po drodze padło pytanie ‘czy możemy się skontaktować z Twoimi referencjami?’. Oczywiście, przecież zdążę Ich uprzedzić. Nie…nie zdążyłem, ale na szczęście Pani Jin, czyli moja przesympatyczna pomocniczka z poprzedniego tygodnia powiedziała o mnie mnóstwo, ale to mnóstwo dobrych rzeczy.
I tak oto moi mili znalazłem pracę w Xinzheng. Czyli nowym Zhengzhou. Dosłownie Nowe Zheng. Poszło szybko, sprawnie i bez problemu, teraz tylko mam nadzieję że mój obecny szef problemów robić nie będzie i odda wszystkie dokumenty. Jak nie odda, czekają mnie dwa loty do Polski, czyli też będzie wesoło :-)
A dzisiaj był dzień paczkowy. Najpierw jedna, pełna słodyczy i kawy z Polski, za co bardzo, ale to bardzo dziękuję. Będzie czym się dzielić na Wielkanoc.
Druga rzecz…to prezent od Becky, która przywiozła mi z Sanya na dalekiej północy pół kilo cukierków o smaku…Duriana. Hahahaha
Z rana poszedłem biegać, ale wyszedłem trochę za późno i biegło mi się tak trochę średnio przez ten wszechobecny śnieg, który już wieczorem zniknął prawie zupełnie, ale dwanaście kilometrów zrobiłem. Czyli taki odpowiedni dystans na te czwartki, myślę że w takie dwanaście będę mierzył co tydzień. Nie ma w końcu ani co się zabijać, ani co szarżować, zwłaszcza że jest kilka godzin w tym dniu do przepracowania.