Podróż na południe

Kunming

P1080532 (Copy)

Udało nam się chwilę pospać w pociągu, ale gdy wyszliśmy na ulice Kunming przywitał nas mrok, mnóstwo handlarzy, ciepło, oraz kompletny brak jakichkolwiek fast foodów. Fast foody w Chinach są o tyle istotne że pełnią one funkcje darmowych toalet oraz hoteli na godziny, o ile nie przeszkadza Ci spanie na krzesłach. Nikt Cię z nich nie wyrzuci, nawet jeżeli nic nie kupiłeś. Zresztą tak jest w każdym chińskim sklepie, podobno chińska IKEA to jedyny oddział który pozwala odwiedzającym na spanie na ekspozycjach.

P1080529 (Copy)
Tym razem do hostelu dotarliśmy bez pomocy taksówki. Wystarczył autobus, ale to co rzucało się w oczy w czasie podróży to fakt że to miasto jakoś nie pasuje do pięknej prowincji Yunnan. Jest jakieś takie trochę jak Changchun, szare i brzydkie. Trzymając się za ręce ruszyliśmy szukać śniadania, ale widać było że coraz więcej ludzi jest już myślami przy Święcie Wiosny i coraz więcej sklepów jest zamkniętych. W końcu udało nam się znaleźć małą jadłodajnię w pobliżu hostelu, ale chociaż było w niej bardzo dużo ludzi to jedzenie było takie sobie, a obsługa chyba miała zły dzień, bo June powiedziała że wszyscy byli traktowani bardzo nieuprzejmie.

P1080591 (Copy)

Po chwili na toaletę i zostawieniu rzeczy w hostelu, tym razem w pokoju mieszanym z ośmioma innymi osobami, ruszyliśmy w stronę ogromnego jeziora. Jeziora na południu naprawdę nie zamarzają…

P1080588 (Copy)

Mewy, mewy i jeszcze raz mewy. To chyba największe atrakcje jeziora, bowiem gdzie nie kopnąć ktoś sprzedawał jedzenie dla nich, a ludzie albo robili zdjęcia albo wystawiali ręce i karmili nadlatujące ptaki.

P1080596 (Copy)

June najpierw wystawiała rękę do karmienia, a potem gdy spróbowała zrobić zdjęcie telefon wleciał Jej do jeziora. Chyba na północy zakończyłoby się to lepiej bo tylko lekkim obiciem, a nie kompletnym zanurzeniem po którym narrator był zmuszony chodzić w mokrych butach. Telefon został jednak uratowany.

P1080599 (Copy)

Spacer w pobliżu jeziora był dość krótki i dosłownie jednostronny, bo nie było drugiego wyjścia. Znaczy było, ale z powodu budowy drogi było zamknięte. Także doszliśmy do niego i wróciliśmy z powrotem.

P1080606 (Copy)

Że mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu udaliśmy się do fałszywej wioski mniejszości etnicznych. Jak wiecie, jest ich w Chinach dość sporo, bodajże 56, z czego ponad 20 znajduje się w prowincji Yunnan. Szacuje się że co trzeci mieszkaniec tej prowincji należy do jakiejś mniejszości. Wioska okazała się płatna, więc z niej zrezygnowaliśmy uznając że sami poszukamy prawdziwych wiosek mniejszości etnicznych.

P1080637 (Copy)

Przed powrotem do hostelu udaliśmy się poszukać jedzenia, ale było to zadanie niemalże karkołomne i praktycznie zakończone klęską. To co udało nam się znaleźć nie zadowoliło żadnego z Naszych zmysłów, a już w żadnym wypadku nie nasyciło.

P1080638 (Copy)

Z hostelu wymeldowaliśmy się wcześnie ruszając na poszukiwanie jedzenia. Chłopak z hostelu powiedział jedynie że z powodu Święta Wiosny wszystko praktycznie jest zamknięte i nie polecił nam absolutnie żadnego miejsca. Ludzie na ulicy również mieli problemy ze wskazaniem jakiegokolwiek dobrego miejsca, dopiero Pani niosąca dwie siatki z jedzeniem wskazała nam małą knajpkę która, Jej zdaniem, serwuje dobre żarcie. Nie kłamała i podtrzymało to moją opinię że komu jak komu ale kobietom z jedzeniem w siatkach można ufać jeżeli chodzi o wybór restauracji.

P1080641 (Copy)

Następnie ruszyliśmy w stronę dworca autobusowego by kupić bilety na autobus nocny do Jinghong. Po udanych zakupach kontynuowaliśmy podróż tym razem w poszukiwaniu starego magazynu z rzeczami z drugiej ręki. Szukaliśmy go kilka godzin, ale ponieśliśmy sromotną klęskę, nikt bowiem nie wiedział gdzie on jest. Osobiście w dalszym ciągu uważam że szukaliśmy w złym miejscu, ale nie będę się o to wykłócał, bowiem dodatkowych kilogramów w postaci namiotu i tak nie potrzebowałem.

P1080642 (Copy)

Udało nam się za to znaleźć ulicę z jedzeniem i to jedzeniem całkiem przyzwoitym w postaci frytek, świeżego soku z trzciny cukrowej, oraz tofu na ostro. Następne dwie godziny spędziliśmy siedząc na ławce jedząc i wymyślając historie na temat zauważonych na ulicy ludzi.

P1080656 (Copy)

W drodze powrotnej skorzystaliśmy z toalety w szpitalu gdzie próbował nas szpiegować młody chłopak, ale jak to bywa w takich sytuacjach szpiegował nas z marnym skutkiem, uciekając za każdym razem gdy go zauważyłem.

P1080655 (Copy)

Kolejna toaleta była szczególna dla June bowiem spotkała ludzi ze swojej prowincji, którzy zaprosili nas na kolację, ale że nie mogliśmy zostać to poczęstowali nas przepysznym ciastem domowej roboty. June nie mogła pozbierać się z radości że usłyszała swój dialekt.

P1080653 (Copy)

Po tych kilku godzinach raz jeszcze udaliśmy się na stację autobusową tym razem w zupełnie pustym metrze naziemnym i zmęczeni przeczekaliśmy dwie godziny na dworcu.

P1080648 (Copy)

Po wejściu to autobusu ujrzałem 36 łózek na dwóch poziomach, na szczęście nasze były koło siebie i June mogła spać trzymając mnie za dłoń.

Jinghong

P1080659 (Copy)

O Jinghong nigdy wcześniej nie słyszałem bo niby dlaczego miałbym słyszeć…Yunnan mnie aż tak bardzo nie interesował, jest gdzieś tam w planach na przyszłość, ale z pewnością nie był planowany na teraz.
I teraz tak, nigdy wcześniej nie słyszałem, nigdy wcześniej nie widziałem, dzień wcześniej byłem w mieście po którym musiałem chodzić w polarze, a w Jinghong wychodząc na ulicę nie da się nie zauważyć rosnących na ulicach palm kokosowych. Tak, dobrze przeczytaliście, palm kokosowych na ulicach. I to takich dających owoce. Po czterech miesiącach zimy dotarłem do miasta w którym ludzi nigdy nie widzieli śniegu na żywo.

P1080663 (Copy)

Spanie w Jinghong miało początkowo wyglądać tak:
– Będziemy spać w restauracji, Ty u kelnerów w pokoju wspólnym, może na kanapie, ja u kelnerek w pokoju wspólnym. Jeżeli nam się nie spodoba to możemy się przenieść do pokoju w hotelu który dostaniemy po zniżce.
Podróż z June to ciągła jedna wielka improwizacja. Ciągła i nieustanna. Bo to Chinka, więc plany planami, a rzeczywistość sobie. Czyli uśmiechnięte uosobienie tego kraju.

P1080670 (Copy)

Ostatecznie pierwsze spanie w Jinghong udało nam się załatwić w małym hoteliku, rezerwując dwa pokoje, jeden dla nas, drugi dla znajomej dziewczyny znajomego, która chociaż pracuje w tym kraju pochodzi z Birmy i nie ma ani paszportu ani chińskiego dowodu (czyli wiadomo jak pracuje), która ostatecznie ze swojego pokoju zrezygnowała bo bała się w środku nocy przyjdzie kontrola i Ją wyrzuci.

P1080671 (Copy)

Po zostawieniu tobołów poznaliśmy Rei Rei, czyli dziewczynę znajomego. Rei Rei jeździ na skuterze i stwierdziła że nie mogę siedzieć z tyłu. Cóż, ja postanowiłem skuterem kierować ale dziewczyny uznały że wolą żyć i zostałem wygoniony na tył.

P1080672 (Copy)
RR zabrała nas do restauracji gdzie skosztowaliśmy typowych miejscowych dań i jeszcze za nas zapłaciła, bo jak tłumaczy June jak się w Chinach kogoś odwiedza to On za wszystko płaci, to taka nasza gościnność. Oczywiście June nieśmiało próbowała zapłacić, ale jak Jej często powtarzam z chińczykami nie ma się co kłócić o to kto płaci.

P1080673 (Copy)

Po obiedzie ruszyliśmy na małą przejażdżkę po Jinghong odwiedzając ogromną świątynię buddyjską, oraz sklep z herbatami w którym pracowała znajoma RR.

P1080674 (Copy)
A że była to Wigilia Chińskiego Nowego Roku i odbywała się olbrzymia rodzinna kolacja ruszyliśmy na małe zakupy żywieniowe. Zawieźliśmy to wszystko do rodziny RR, która przyjęła nas jak swoich, dostaliśmy po czerwonej kopercie z pieniędzmi i po chwili ruszyliśmy na podwieczorek na ulicy, z kwaśnym i ostrym jedzeniem.

P1080694 (Copy)

Ostrym w zupełnie inny sposób, czyli trochę się napociłem. W drodze powrotnej najpierw nie umieliśmy złapać taksówki, a gdy już w końcu złapaliśmy wpadła ona w studzienkę kanalizacyjną i nie chciała ruszyć dalej.
Kolejna taksówka i już byliśmy na miejscu. Znowu dostaliśmy po kopercie i już było mi naprawdę głupio, bo nie dość że tych ludzi nie znam to jeszcze dają mi jeść i pieniądze.

P1080702 (Copy)

RR należy do mniejszości etnicznej Dai, więc wigilia Chińskiego Nowego roku w Jej domu zapewne różni się od tych w rodzinach tradycyjnych. Było tam naprawdę sporo ludzi, około trzydziestu, większość siedziała podzielona na trzy stoły, część stała przy czwartym w okolicy telewizora pilnując dzieci.

P1080722 (Copy)

A jedzenie było wyborne. Bardzo różnorodne, kolorowe i przepyszne. Wzniesiono jeden toast, nic więcej, żadnych życzeń, także trochę to dziwne, ale widać taka tradycja.

Szybko się pożegnaliśmy i ruszyliśmy z powrotem do hostelu. Wyszliśmy jeszcze na miasto, usiedliśmy przy fontannie która nie chciała zadziałać i gdy tak wtuleni w siebie patrzyliśmy na jezioro podszedł do nas Azjata, który okazał się Koreańczykiem, i zapytał o drogę do hostelu. Nie wiedzieliśmy jak Mu pomóc, wiec zaproponowaliśmy oddanie pokoju z którego zrezygnowała znajoma RR. Koreańczyk był wniebowzięty. Okazało się że przypłynął z Korei do Qingdao (ZAPAMIĘTAĆ) a potem ruszył w podróż. Z przewodnikiem z listą hosteli sprzed lat pięciu, angielskim takim że June miała problem się z Nim porozumieć, ale mnóstwem zapału i pasji.

P1080752 (Copy)

Najedzeni, bogatsi o de facto drugi fundusz na podróż i wymyci poszliśmy oglądać fajerwerki na dachu hotelu.

P1080757 (Copy)

Dzień następny rozpoczęliśmy od zjedzenia nudli ponad mostem, czyli typowego lokalnego dania. Dostaje się wrzący rosół i po kolei wrzuca do niego najpierw jajka i mięso a potem warzywa by na końcu wrzucić nudle. Wszystko oczywiście robi się samemu.

P1080758 (Copy)

Następnie przyszła pora na poszukiwanie butelki. Butelki która towarzyszyła Juna w czasie dwóch podróży do Tybetu i Nepalu, a która musiała wypaść Jej gdy taksówka wpadła w studzienkę kanalizacyjną. Nie udało się Jej znaleźć więc ruszyliśmy do sklepu.

P1080797 (Copy)

Po pasek dla mnie, bo spodnie ze mnie zaczęły spadać, oraz po butelkę dla Niej, bo jak tu żyć w Chinach bez butelki z wodą.  Obie rzeczy udało się znaleźć. Kwestia tego że butelka była wybrana z braku innej lepszej i chociaż swoją funkcję spełnia to jednak radości nie daje.

P1080795 (Copy)

Problemem w tym dniu miało okazać się spanie. Pierwsze cztery dni chińskiego nowego roku to okres cen absurdalnych. W hostelu którym nocowaliśmy ceny wzrosły pięciokrotnie, trzykrotnie przekraczając nasz dopuszczalny budżet na pokój. Ponownie uratowała nas RR.

P1080760 (Copy)

Najpierw zostawiliśmy rzeczy o Jej dziadków, którzy uraczyli nas powyższym obiadem, a potem ruszyliśmy zwiedzać sami. W czasie tej wędrówki pojawił się plany by zamiast do Birmy (gdzie chcieliśmy jechać od początku ) pojechać do Laosu. A jeżeli nie uda się nam dostać do Laosu to chociaż posiedzieć gdzieś w okolicy szukając jakichś mniejszości etnicznych które by nas przygarnęły na kilka dni.

P1080798 (Copy)

Plan o tyle spontaniczny co błyskawiczny i trochę szalony bo nie byliśmy absolutnie do tego przygotowani. Wróciliśmy do dziadków RR i zaczęliśmy szybko szukać informacji o tym jak dostać się na granicę, ja zacząłem zapisywać listy zwrotów w języku lao, oraz robić listę hosteli w miejscowościach które powinno nam się udać odwiedzić.

P1080808 (Copy)

Gdy już uznaliśmy że jesteśmy przygotowani poszliśmy spać. June na dół, a ja na górę. W rodzinach Dai mężczyźni nie tylko nie śpią w jednym pokoju z kobietami, nie śpią z Nimi nawet w jednym domu. A tradycje trzeba szanować.

P1080767 (Copy)

Mohan

P1080833 (Copy)

Z samego rana pożegnaliśmy się z dziadkiem RR i ruszyliśmy na autobus do miejscowości Mengla wymienianej jako pierwsze miasto po chińskiej stronie granicy. Nieprawda. Pierwszym miastem, czyli miastem w którym znajduje się przejście graniczne jest Mohan.

P1080834 (Copy)

Do Mohan dotarliśmy bez problemu, po drodze kilkoro chińczyków utwierdzało June w przekonaniu że dostanie wizę na granicy, ja o siebie byłem spokojny bo sprawdzałem wcześniej.

P1080846 (Copy)

W końcu dotarliśmy do Mohan i ruszyliśmy na poszukiwanie obiadu. Nikt jednak nie chciał się kłopotać marnymi dwoma duszami skoro przygotowywali obiady na kilkanaście osób. W sumie to nie ma Im się co dziwić.

P1080858 (Copy)

Udało nam się znaleźć knajpkę która posiadała przepyszne nudle do których można było zagryźć limonkę i tak najedzeni ruszyliśmy w stronę granicy. Najpierw w końcu warto się rozeznać co i jak a potem można w ostateczności szukać hotelu.

P1080864 (Copy)

Na granicy okazało się coś czego się nie spodziewaliśmy. June wizy do Laosu na wejściu nie dostanie. Ma dwie opcje, albo wróci do Kunming do ambasady, albo znajdzie kogoś kto mieszka w Laosie i ją ze sobą weźmie.

P1080893 (Copy)

Powrót do Kunming nie wchodzi w rachubę bo to miasto nas oboje odrzuciło, a znalezienie kogoś…właściwie to nie mogliśmy się od tych ktosiów opędzić. Zaporowa okazała się za to cena. 850 RMB, czyli praktycznie wszystko co każde z nas dostało od rodziny RR. Dużo za dużo. Nie tylko hotele windują ceny w okresie Święta Wiosny.

P1080887 (Copy)

Trochę zasmuceni odeszliśmy od granicy i ruszyliśmy w poszukiwaniu hotelu. Ponownie udało nam się znaleźć przyzwoity w niezwykle okazyjnej cenie, którą June jeszcze obniżyła negocjacjami  poprawiając sobie humor, i po zostawieniu rzeczy ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu przygody. Weszliśmy na jedną górkę i w oddali majaczył nam Laos. Gdybyśmy z niej zeszli przekroczylibyśmy dziką granicę.

P1080914 (Copy)

Las który widzicie na zdjęciach wyglądał niesamowicie, pełen tropik. Palmy, papaje, mangowce…cudowne, cudowne przeżycie.

P1080939 (Copy)

A wracając znaleźliśmy uliczne jedzenie z nudlami na zimno, które było przepyszne.

P1080948 (Copy)

Dzień drugi rozpoczęliśmy późno pomijając śniadanie i ruszyliśmy od razu na kolejną górkę, tym razem z drugiej strony miasta i tym razem oddaliliśmy się od granicy z Laosem, ale las był jeszcze bardziej niesamowity.

P1080960 (Copy)

Szliśmy po takich drużkach że głowa mała, ale widać było że ktoś tam często chodzi. Tak samo jak dnia poprzedniego okazało się ze wejście jest trudniejsze od zejścia, ale widoki to wynagradzają.

P1080990 (Copy)

Nie spodziewałem się że zobaczę takie cuda w Chinach, myślałem że może gdy kiedyś wyjadę do ameryki południowej to je zobaczę, ale jeszcze nie teraz, a tu takie sympatyczne zaskoczenie.

P1080995 (Copy)

I tylko jedna myśl nie przestawała kołatać w mojej głowie ‘kiedy Ona sobie te buty rozwali’. Na szczęście nie rozwaliła i co jeszcze dziwniejsze ani razu się nie przewróciła.

P1090023 (Copy)

Na kolacje udało nam się dostać do restauracji która odrzuciła nas wczoraj, a spróbowaliśmy ponownie bo June słyszała wiele dobrego o pewnym daniu w którym bakłażana nadziewa się mięsem i podaje w sosie pomidorowym.

P1090012 (Copy)

A że June to pomidorowy potwór to wybaczyła restauracji i podeszliśmy po raz drugi. Warto było wybaczyć bo danie było niesamowite, jedno z najpyszniejszych jakie jadłem.

P1090066 (Copy)

P1090065 (Copy)

P1090063 (Copy)

P1090058 (Copy)

Jeden komentarz do “Podróż na południe”

Możliwość komentowania została wyłączona.