Bardzo tęskniłem. Musiałem iść pobiegać na dworze. Musiałem. Było już późno a dojście do siłowni o piętnaście minut, piętnaście minut powrót i już mamy pół godziny. Lepiej na godzinkę wyskoczyć i pokręcić się w koło.
Tak, zdecydowanie lepiej pokręcić się wkoło. Sęk w tym, że…dobiegając do pierwszej bieżni zauważyłem na niej stado studentów w mundurach, czyli pierwszaki się czegoś uczyły, pobiegłem do drugiej i to samo, ale bez mundurów plus studenci już na niej biegali.
Nie chcąc przeszkadzać pobiegłem do trzeciej którą widziałem parę razy z okien na dziewiętnastym piętrze. Tyle tylko że tam nie miałem jak dojść, pobiegłem więc w stronę mojej ulicy i zamiast w prawo, czyli do mieszkania, pobiegłem w lewo.
Biegłem i biegłem, a samochodów nie ubywało. Bieganie wśród spalin nie jest przyjemne, ale nie myślałem o tym zbyt wiele. Biegłem, co z tego że musiałem się co parę minut zatrzymywać i znowu ruszać, biegłem po ulicy. Biegłem i odkrywałem nowe miejsca, nowe budynki, chodniki, nowe trasy, biegłem przed siebie tak jak powinienem biegać cały czas. Tęskniłem za tym przez ten tydzień biegania na bieżni.
Bieżnia to tylko marny substytut, ale jeżeli nie będzie innego wyjścia to będę z niej korzystał. Jutro, gdy zabolą mnie kolana, pewnie zaśpiewam inaczej, ale dzisiaj chcę biegać po ulicy. Chociaż to niezdrowe…do teraz czuję w nosie ten dym…nie będę przecież w masce biegał.
Z rzeczy mnie biegowych. Kupiłem dzisiaj dwa kilo brzoskwiń i po wyjęciu pestek wrzuciłem je do butelki. Będzie chińskie wino brzoskwiniowe. I kolejny raz przydało się bieganie ulicą, bo odkryłem duży market w pobliżu.
Bliżej niż do tych koło siłowni i większy, poczułem się w nim trochę jak w tych w Jiawang, co jest trochę przerażające bo nawet one miały większy wybór…Zwłaszcza tofu. Był za to cukier i cukier w Chinach jest absurdalnie drogi, albo ja nie mam pojęcia gdzie kupować, bo 6-10 RMB za 400-500 gramów to jest dobry dowcip.
W każdym razie, kupiłem kilogram, zasypałem brzoskwinie i teraz pozostaje czekać…A za parę miesięcy będzie wino. Pewnie słodkie jak sto nieszczęść, ale hej, od czegoś trzeba zacząć. Potwornie żałuję, że nie ma tutaj tych olbrzymich gruszek, ale widać takie uroki mieszkania na północy.
I na końcu wyjaśnienie dlaczego nie byłem biegać rano – sprawa prosta, Pan Wynajmujący mieszkanie załatwił wszystko i dzisiaj z Tomem ruszyliśmy na główny komisariat gdzie załatwialiśmy wszystko. Od fotografa, do jednej kolejki, do drugiej kolejki gdzie zrobiono mi zdjęcie, do trzeciej kolejki. Zabrali mi paszport i mam nadzieję, że oddadzą go w ciągu dwóch tygodni bo ja muszę jakoś te bilety do Xuzhou odebrać…