Jak to mawiają amerykanie, czyli nogi.
O 530 obudziło mnie słońce. To trochę wkurzające gdy jednego dnia pada i jest zimno, a następnego słońce kładzie się na każdej dostępnej przestrzeni i nie pozwala na ucieczkę. Nie sposób się do żadnej pogody przyzwyczaić, ani na żadną przygotować. Bywa i tak jak widać.
Ruszyłem do siłowni około 820. Gdy dotarłem na miejsce okazało się że otwierają dopiero o 9, ale Pan Stróż i tak mnie wpuścił. Mnie i kilka innych osób. A może siłownia jest otwarta wcześniej ale pewni pracownicy przychodzą dopiero o 9? Sprawdzę to w czwartek…
Pierwszy trening zorientowany na siłę od dwóch lat za mną i spodziewam się jutro solidnych zakwasów. Mam w planie zapisane interwały lekkie, ale myślę że zwykłe rozbieganie powinno wystarczyć, nie ma się teraz co żyłować. Siłownia ma wszystko czego potrzeba plus straszny syf na stojakach z hantlami, ale powinno być dobrze. Trochę obawiam się że popołudniami może być ciężko dostać się do wolnych ciężarów, ale jakoś sobie z tym poradzę. Za to sprzętu do treningu aerobowego nie zabraknie, w dodatku przyciski są po angielsku, więc bajka.
Po powrocie z siłowni przyszła kolej na transport lodówki, spodziewałem się jakiegoś starego modelu a tutaj niespodzianka – nowiutka lodóweczka. W dodatku wnosił ją jeden człowiek. Zarzucił sobie pralkę na plecy i wnosił na szóste piętro…
A skoro lodówka się pojawiła to pora zrobić zapas piersi z kurczaka. W jedynym znanym mi w okolicy sklepie nie ma w ogóle kur, więc poszedłem na targ. Na targu mają wszystko, począwszy od tofu, poprzez smażony bób, na piersiach z kury kończąc. Poprosiłem Panią i kilogram, potem pokazałem w słowniku, Ona pokiwała ze zrozumieniem i sięgnęła do zamrażalki, potem sięgnęła po to co było na tacy i z kilograma zrobiły się cztery i pół. Skoro jest zamrażalka, to można zamrozić pomyślałem i wziąłem te dodatkowe trzy i pół kilo. Tylko w głowę zachodzę jak ten słownik mógł mnie tak niecnie oszukać. Jeżeli jemu nie mogę ufać, to komu mogę…
Pojechałem też do centrum żeby dowiedzieć się gdzie jest stacja kolejowa. Jest ogromna. Naprawdę ogromna. Tylko problem jest taki że nigdzie nie widziałem budek z kartami miejskimi, ani nawet sklepów w których taką kartę mógłbym kupić. A to jest kurczę wygodne…
Strasznie brakuje mi tu roweru…Zobaczyłem że gdzieś tu w okolicy jest Decathlon, pomyślałem więc że warto byłoby podjechać zobaczyć co mają na stanie. Nawet sobie poradziłem z określeniem miejsca, ale jak się tam dostać…Co mi z tego że znam numery autobusów które stają obok, skoro nie wiem skąd odjeżdżają. A z meridką wszystko byłoby takie proste, najzwyczajniej w świecie jedną ulicą do samiutkiego końca, potem w lewo i już jesteśmy na odpowiednim rondzie…Ech…Żeby tylko te moje rowerowe podróże nie zamieniły się w podróże na rowerze w siłowni, wystarczy mi że będę musiał biegać na bieżni patrząc przez okno na olbrzymi plac budowy.