Boli. A raczej bolą, bo to nogi. Pamiętam że kiedyś już mnie tak bolało, ale to było bardzo dawno temu. Paskudne zakwasy którym jestem sam sobie winny bo się za słabo rozciągałem. Sam sobie zawiniłem to teraz muszę cierpieć za każdym razem gdy się podnoszę i gdy kucam. To co czułem dzisiaj w czasie biegu to coś czego nie czułem już chyba dwa lata, a nie wiem nawet czy nie trzy…tak ciężkich nóg nie miałem już naprawdę dawno. Przebolałem te osiem kilometrów, więcej było już ponad moje siły. Przez kilka najbliższych miesięcy bieganie nie będzie moim priorytetem więc nie muszę się spinać aż tak bardzo.
Pierwszy raz biegałem na bieżni przy moim kolegium. Jest mała, niewiele ponad 300 metrów na kółko, w dodatku nawierzchnia taka sobie, ale chyba bardziej miękka od tej na tej większej bieżni naprzeciwko hotelu, więc kolana nie powinny doskwierać. Jak tak sobie biegałem wokół to zauważyłem Smile z klubu, właśnie miała WF i jak to na chińskim WFie wszyscy byli w normalnych strojach i trochę poskakali a potem się rozeszli do swoich normalnych czynności.
Po kilku okrążeniach Smile wróciła i porozmawialiśmy chwilę. Wszystkie dziewczyny mówią o tym jak wiele pewności siebie dał Im ten klub, że teraz nie boją się mówić po angielsku, przestały mieć kompleksy i są nim zachwycone. Ciekawe zjawisko. Gdy tak sobie staliśmy i rozmawialiśmy przyszedł jakiś Pan i poprosił o zdjęcie ze mną. No jasne, czemu nie. Chociaż to trochę dziwne bo wyglądał na tutejszego a w Changchun jest naprawdę sporo obcokrajowców. Z drugiej strony – nie każdy biega na bieżni tego kolegium.
Dobiegając do mieszkania zauważyłem Toma czekającego pod drzwiami, ale nie był zdenerwowany, widział że biegałem. A skoro jest Tom to skoczyła mi nadzieja na internet! I tak! Po kolejnej godzinie czekania przyszedł Pan z China Unicom i podłączył internet. Dzięki temu mogę w końcu dodawać notki i zdjęcia. Mam nadzieję że cieszycie się równie mocno jak ja.
Po wczorajszej wpadce z ponad czterema kilogramami piersi z kurczaka (zamroziły się, więc nie powinno być tragedii) postanowiłem się dzisiaj odkuć i kupić płatki owsiane na śniadanie. Problem polega na tym że ciągle znam tylko jeden sklep, więc ta moja próba odkucia się jest strasznie zmonopolizowana.
Znalazłem płatki, nawet znanej mi firmy, tylko cóż…płatki okazały się być sproszkowanymi płatkami do rozpuszczenia w wodzie…a nawet mleko kupiłem. A raczej mleko o smaku orzechów włoskich, bo znanego mi mleka nie było, a inne to zawsze ryzyko. Jutro okaże się co z tego wyjdzie, chociaż cudów się nie spodziewam. W najgorszym wypadku czeka mnie kolejna potrawa z jajek.